Mimo astmy nawijam pod ten plastik
Nawijam to dla czystej satysfakcji
Nawijam dla kumpli, dla piw i dla kapsli
Wśród głupich maksym i medialnej jaskry
Gdzie największy absurd staje się banałem
A patologie stoją ponad prawem
Chcesz wymienić parlament naiwny pedale
Lepiej schowaj butelki z benzyną i kamień
Jebać literatów, jebać neo-punk
Jebać Michnika, dlaczego? patrz
Nie jebiąc ich dajesz im referencje
A oni nowych chujów dają na stare miejsce
Ignoruj ich, kiedy czekają na atest
Pomyśl, po demokracji jechał już Sokrates
Pierwsi jebią drugich, a trzeci pierwszych
To trzeba pieprzyć, oszczędź sobie depresji
Ten stan to normatyw, legalne ekskrementy
One są tak zwyczajne dla wilków miejskich
Nie chodzi o pięści i przekręty, przestań
Chodzi o to by wspierała ciebie palestra
Nie jestem nawiedzonym buntownikiem o świat
Nie jestem desperackim krzykiem praw
Odcięty, zrezygnowany i to mi zwisa
Przez Centrum, Słoneczne, Dolinki, Staszica
Manhattan, Zawarcie i tak do Staszica
Płynie przekaz, to nawijka na dzisiaj