Nigdy nie sądziłem, że tak będę czuł tu... Na sobie wszystko
Zgubiłem gdzieś siłę, teraz więdnę już tu... Tak płonie przyszłość
Miałem w tym ambicje, ścieram częściej kurz tu... Zabiorę dziś to
Do przeszłości, by nie wierzyć matce głupców... Mam w głowie distroj!
Mam chore myśli, tylko chore myśli, chore myśli
Jak zbiorę mysli, wyjdę może dziś i spłonie myślnik
Uchichnie dialog, na wieki zamilknę, dziś zamilkne
Uczynnie chwaląc kaleki ambitne, wdychamy tlen
To co robię zawsze zostanie niszowe... Przez to bywam kruchy i pusty na codzień
Jednak mam ten talent, rozpalę nim ogień... Te wiatru podmuchy go nie zgaszą, o nie
Pielęgnuję słowa, wieloznaczność wersów... Taka ma natura, jestem czuły na to
Więc niech cię nie dziwi, że nie widzę sensu, by przygłupom tu dać, głębię którą gardzą
Kiedy momentalnie zapadamy się w pył, razem, kiedy fatamorgana prowadzi nas w tył, nawet
Wtedy niepokonani będziemy i wy-razem naszego pojednania będzie chwila, gdy krawędź
Osiągniemy... Skoczysz ze mną bez wahania to pewne, nie żądam obietnic
Bo ty mnie zawsze przypilnujesz bym się nie poddał, to pewnik
Świetnie... Ale problem mam ze sobą chyba, tak
Czuję że to wszystko w co wierzyłem twardo skażonym strumieniem obok spływa, ja
Zagubiony stale między realizmem a zwątpieniem w niego dogorywam, a
Wiem, że jeszcze długa droga mnie tu czeka, co do tych na laurach: pokory wam brak
Pierdolę tą walkę, kiedyś do was dotrze, dziś odcinam się
I wolę naprawdę swoją niszę chłopcze, sam to wybrałem
Autentyczny artyzm, coś czego nie pojmiesz, zero
A chwilami starczy jeden krok by dojrzeć, ściero
Pokaż mi sens, bym chciał się starać... Pokaż mi sens w tych ich nagraniach...
Nocami tkwię w tekstach, wokalach... Porwany gdzieś z dala od ciała...
Brak mi tlenu, nie usnę wcale... Daj mi serum, nie pustą wiarę...
Kłamstw mi nie mów, znam doskonale każdy szczegół prawdy dla kalek
Stale tu wykraczam poza gusta
To co robisz, to jest poza pusta, ewidentny blichtr i chora pustka
Stroją ciągle się na obraz bóstwa
Chyba to najwyższa pora już wstać z wygodnego łoża, wojna już trwa
Mam swój chory umysł, daj mi poczuć więcej! Brak snu, tłumić zmory nie jest łatwo sensem
Mam znów tu miliony zmartwień, kurwa nie chcę spaść w dół, w chuj ich boli, że mam swoją przestrzeń
Ale wersem każdym generuje sobie coraz więcej i więcej wciąż
Moja chora armia walczy jak jeden mąż