(żebyś walczył)
Jestem normalny - powtarzałem to jak mantrę
Ale równie dobrze monologiem mogłem raczyć ścianę
I tak krzyczałem, mijając po drodze kolejne sale
Ja i dwóch pseudolekarzy - idziemy dalej
Spacer po oddziale to jest przez mękę droga
Bo trzymają mnie za ramię, a ich cel to Golgota
Moja Golgota, cała w białych kolorach
Prowadzą do niej pozbawione klamki wrota
Wrzucili mnie za drzwi, byli nadal obojętni
A zgrzyt zasuwy drzwi to morderca nadziei
Pokój był cały biały, jakby malarzem był Ostry
A lokatorzy to ściany - chyba będę samotny
Staropolskie "kurwa" chciałoby się krzyknąć
Ale jak będę grał durnia nie wypuszczą mnie szybko
Nie jestem wariatem, ktoś to zauważy zaraz
Ej straże, chcę się widzieć z kierownikiem szpitala!
Witamy w Wieży Błaznów, tu komitet powitalny
To jest dom wariatów, ale też więzienie, poza tym
Nie wyjdziesz stąd łatwo, tutaj są kraty
Tu są strażnicy, klucze, monitoring i zamki
To miejsce dla idealistów z planety Ziemia
Tych co poświęcą wszystko dla dobra człowieka
Przychodzą znikąd, a kończą tu, teraz
Bo każdy wie, że bez nich szybko ten świat umiera
Minęły dni, a ja siedzę jak siedziałem
Jestem zły, a "zły" to eufemizm (naprawdę)
I wtem wzrok na drzwi, uchylają się nagle
I staje człowiek w nich, ukazując facjatę
No w końcu - pomyślałem w duchu
Zrozumieli błąd swój i przeproszą mnie ze skruchą
Odejdę w siną dal i tyle mnie widzieli
Adieu, nara - myliłem się, żebyście wiedzieli
Bo doktorek z uśmiechem pokazuje swoje zęby
Co sprawia, że moje pięści chcą dotknąć jego szczęki
I oznajmia, mówiąc tym przesłodzonym tonem
że zaczęła się integracja i muszę iść jego tropem
No już zapierdalam - był na to gotowy
Bo zza jego pleców wyszło dwóch drabów, dwumetrowych
Widocznie mają tu deficyt cycatych pielęgniarek
Tak myślałem, gdy prowadzili mnie na główną salę
Witamy w Wieży Błaznów, tu komitet powitalny
To jest dom wariatów, ale też więzienie, poza tym
Nie wyjdziesz stąd łatwo, tutaj są kraty
Tu są strażnicy, klucze, monitoring i zamki
To miejsce dla idealistów z planety Ziemia
Tych co poświęcą wszystko dla dobra człowieka
Przychodzą znikąd, a kończą tu, teraz
Bo każdy wie, że bez nich szybko ten świat umiera
Sala w kształcie koła, brak możliwości ucieczki
Pełno ludzi dookoła, a każdy pierdolnięty
Coś jakbyś trafił do sejmu, umierając z nudów
To był prawdziwy cmentarz ludzkich mózgów
Jeden myślał, że lata, więc rozpościerał ręce
Drugi namiętnie gadał ze ścianą i krzesłem
Obok fana Spider-Mana wspinał się po eterze
A czytacz Tolkiena nawijał w iście orkowym dialekcie
Było tu z trzech Jezusów, Leonidas i kilku Spartan
Przywoływacz duchów, znalazł się nawet miś koala
Typ o imieniu Mefisto wołał swojego brata - diabła
A koleś naprzeciwko był magiem, a nawet dzieckiem Bhaala
Z początku wydawało mi się to śmieszne i głupie
A potem pomyślałem, że ja zaraz sam pewnie zwariuje
Tu nie było zegarków, nie wiem ile wytrzymał mój mózg
Ale poległ w starciu, zamienił się w pył i gruz
Witamy w Wieży Błaznów, tu komitet powitalny
To jest dom wariatów, ale też więzienie, poza tym
Nie wyjdziesz stąd łatwo, tutaj są kraty
Tu są strażnicy, klucze, monitoring i zamki
To miejsce dla idealistów z planety Ziemia
Tych co poświęcą wszystko dla dobra człowieka
Przychodzą znikąd, a kończą tu, teraz
Bo każdy wie, że bez nich szybko ten świat umiera
To powinien być koniec, zakończenie w moim CV
Nie wiem jakim sposobem, ale mnie stamtąd wypuścili
I teraz idę w świat, człowiek z umysłem spaczonym
Idę w świat z karteczką z napisem "wyleczony"