Dzieciństwo moje szło przez pola z psem
Pies naszczekiwał i z królestwa zboża
Uciekał anioł nagi jak rówieśnik
Skaczący z wierzby w leśne siano rzeki
Tuż za aniołem uciekały ptaki
I dzika świnia i jej sen bagienny
I parę witek jutrzni połamanej
Przez myszkujących za ptakami chłopców
Psa uwiązałem na skraju królestwa
I rozgarniając jego sen rękami
Szedłem do ojca ażeby mu pomóc
Dogadać się z ludem o ten pierwszy chleb
A wtedy jeszcze oprócz rówieśników
Wchodzących w rzekę znikających w sianie
I rówieśnicy która mnie ciągała
Na inne siano bo jej ciało inne
Znałem do bólu w spiczastych kolanach
Żytniego ludu narzecze niewinne