Najpierw popatrz sobie w oczy, ale z perspektywy innej
Nieznajomych i zacznij myśleć bardziej empatycznie
Inaczej zrobią z Ciebie tani gift- zwiejesz
Gdzie pieprz rośnie, przegrasz zanim zaistniejesz, a
Nie wiesz czy nie pieprzyć tego? chcesz to proszę zrób to
Nie spodziewałem się, że chciałbyś zostać samobójcą
Nie upominam Cię, upominam się o coś w zamian
Bo tylko ja wierzę w Ciebie nawet bez przekonania
Tyle do pokonania
A nie mam żadnej nadziei na to, że kiedyś będą wszyscy robić pokłon dla nas
Nadzieją głupich matka przekopana
Chce Ci wmówić, żebyś sobie za dużo nie pozwalał, a
Przecież po to żyjesz, chcesz zostawić ślad po sobie
A jak narazie to przypominasz mi wielką stopę
Ty kurwa przejdź tą drogę, w ogóle wejdź w nią
Odpowiedzialnie przecież jak piszesz to płodzisz nowe dziecko
To patrz! Dlaczego mam się wcielać w rolę pozostałych?
Kiedy stan skały niedługo będzie uznany za stały
Skupienie, w grupie czuję jak się mnożą ciary
Mrożą ściany, osłupienie, witają mnie błogo Stany
Drogo, będziemy za siebie odpowiadali
Spróbuj odpowiedzieć w walce o życie prozą na rym
Po co czas cały powtarzasz mi w koło mądrze
że nie można mieć nadziei na nic? To monotonne
Do pokonania mamy kilometry jeszcze
Pracujemy, żeby się wreszcie znaleźć na Mount Everestcie
Jak na szczyt wejście, nie dla wszystkich jestem
Ten styl w mieście wybucha częściej niż gejzer
Reszta przypomina Gejsze, wychodzą blado
Ja od takich odbijam na bok, słabo trawią naszą słabość
Którą właśnie w tym momencie przekuwam na atut i
Robię przeskok tak wielki jakbym wychodził na batut