Czuję się jakbym łapał oddech po maratonie, wiązanka frunie w eter
Znowu śmigam świeże pętle, jak Wilson Kipketer
Znowu tu jestem koleś, dali mi nieźle pojeść
Odbija mi się każdy łak i jego śmieszny projekt
Wieszam czapkę na kołek, siadam na złoty stołek
Wypluwam słowa z ust tak szybko jak minigun naboje
Dziewczyny krzyczą wo-ow, haterzy - co za pojeb
Maklerzy węszą hy-ype i kładą hajs na stole
Każdy chce swoją dolę, ja mogę to szybko policzyć
Nie zrobiłeś dla mnie nic synek, to teraz zostajesz z niczym
Wyrzucam niepotrzebny balast i szybuję wyżej
Dla Ciebie to tydzień w raju - dla mnie to zwykły tydzień
Pytam się dokąd idziesz, po co Ci serce bije?
Masz siłę by udawać? Czy udajesz, że masz siłę?
Chcesz zrobić zamieszanie? Lepiej zrób je ze stylem
Bo jestem zawsze o krok przed Tobą i jeszcze nie skończyłem! (Aha, aha)
Ref:
Bo znowu widzę jasno swoją przyszłość i
Odgradzam grubą linią swoją przeszłość (bounce)
Pierdole Tych, którzy chcą mnie ściągnąć w dół (w dół)
Bo nikt nie mówił nam, że będzie lekko. (Aha) x2
To jak trzęsienie Ziemi, temperatura bije w zenit
Wchodzę jakby świat miał się skończyć od zakrywania źrenic
Niepowtarzalny styl, nie można mnie powielić
Jestem jak ten pierdolony licznik telenoweli
Nie rusza mnie żadna z elit, ani kierunek tłumu
Jestem jak (?????????) od swojego pierwszego albumu
Nie byłem uczestnikiem bum-u, raczej prekursorem
Nie oglądam się za siebie nigdy - po prostu biorę, co moje
Bo mam to w małym palcu, wyssałem z mlekiem matki
I nie ucz mnie pokory leszczu, jak wszystkich swoich wyznawców
Ocierasz się o absurd, oni są nadal czuli
Poczekam chwilę, aż obudzą się i zaczną bać króli
Bo tak łatwo kłapać dziobem, nie mieć za grosz pokory
Zatruwać wspólny akwen, tworząc fałszywy życiorys
Prędzej czy później graczu, wrócisz do swojej nory
Nie skończy się na płaczu, z dala od wszystkich, koniec
Ref:
Bo znowu widzę jasno swoją przyszłość i
Odgradzam grubą linią swoją przeszłość (bounce)
Pierdole Tych, którzy chcą mnie ściągnąć w dół (w dół)
Bo nikt nie mówił nam, że będzie lekko. (Aha) x2