Dzwoni telefon jak co piątek a ten temat jest Ci dobrze znany
Dzwoni do mnie ziomek i pyta jakie mam dzisiaj plany
Mówię mu że "nie mam" i coś tam że "liczą się spontany"
"no to mordo wpadaj i dawaj ten weekend zaczynamy"
Do sklepu po browary
Bierzemy tyle ile z lodówki tu w między palce szyjek włożyć damy rady
Wóda do lepszej zabawy
I znowu gnamy na stare miejscówki, strzelam, że dziś bociek będzie oblegany
I znowu chlamy, ta wóda tu strasznie pali gardło
Pewnie skończymy o 4:30; Dawid Podsiadło
Rano głowa będzie boleć, jakbym włożył ją w imadło
Rybki, akwarium, wóz albo przewóz
Wybieramy hardcore
Patrze na ziomka, chyba uczy się chwiejnego kroku
Wyciąga telefon, coś bełkoczę do nas w lekkim szoku
"nie wiem czy wiecie, ale poniedziałek wjechał właśnie"
Lekko nam się przeciągnęło to picie na ławce, bang
Ref
Tak wyglądają weekendy
Melanż, kobieta i studio bez przerwy, bez przerwy
Te same miejsca i gęby
Melanż, kobieta i studio bez przerwy, bez przerwy
Kolejny weekend, ziomy chcą powtórki z rozrywki
Doba za krótka, żebym mógł pogodzić ich wszystkich
Mówię, że "dzisiaj odpadam, weekend mam dawno nagrany
Nie dzwońcie i nie pytajcie, plany te nie są do zmiany"
Po tygodniu tyry, tylko marze, żeby się przytulić do niej
Widzę jej uśmiech to serce zaraz jak nitro mi płonie
Przeżyliśmy tyle pięknych chwil tutaj we dwoje
że zabrakłoby mi dnia, by opowiedzieć to przy mikrofonie
Mówią, że szczęście to deficytowy towar
Ja mam go tyle z nią, że za chwilę będę mógł eksplodować
Serce złote, oczy niebieskie i gdy patrzę na nią
Nie mam żadnych wątpliwości już, jak wygląda anioł
To co nas łączy warte jest więcej niż parę stów
Jak milczymy to dlatego, że rozumiemy się bez słów
Patrze na gwiazdy i tylko to jest zapisane
"jesteście dziś razem, to przeznaczenie a nie przypadek"
Wchodzę do studia, ej kej ej - nora na strychu
Znalazłem bit, napisałem zwroty, pora na tytuł
To będą "Weekendy", te same miejsca i gęby
To właśnie tutaj swoim flow, potnę bębny na strzępy
Kiedy łapie za mikrofon mama boi się, że chata spłonie
Ledwo poszło w sieć, a już to gdzieś lata na rejonie
Jak rapuje czuje się tu, jak ćpuny na mefedronie
Nigdy nie odczujesz tego jak ja, po drugiej stronie
Bo gdybym mógł, pewnie siedziałbym tu cały czas
Zrobię to, lecz najpierw musi paść na mnie tej sławy blask
Zapluwam mikrofon, bo soczystą wymowę mam
Złoty strzał? to moment, gdy ścieżki tu nowe nagrywam
I nie dzwoń wtedy do mnie, jestem "off" jak festiwal
Szał euforii, coś jakbym zajebał sobie "hole in one"
Albo wpadł, ze swoim składem do kasyna w Baden-Baden
Zgarnął całą pulę i kupił w salonie nową furę
Kiedy kończyny możesz po nas tylko puszki pozbierać
Zmieniam zdanie, nazwę to drugim domem od teraz
Słuchają tego, tylko drapią się po głowach
Jak on ładnie tu lata zobacz, jak on lepi te słowa