FILIPO - Weekendy lyrics

Published

0 114 0

FILIPO - Weekendy lyrics

Dzwoni telefon jak co piątek a ten temat jest Ci dobrze znany Dzwoni do mnie ziomek i pyta jakie mam dzisiaj plany Mówię mu że "nie mam" i coś tam że "liczą się spontany" "no to mordo wpadaj i dawaj ten weekend zaczynamy" Do sklepu po browary Bierzemy tyle ile z lodówki tu w między palce szyjek włożyć damy rady Wóda do lepszej zabawy I znowu gnamy na stare miejscówki, strzelam, że dziś bociek będzie oblegany I znowu chlamy, ta wóda tu strasznie pali gardło Pewnie skończymy o 4:30; Dawid Podsiadło Rano głowa będzie boleć, jakbym włożył ją w imadło Rybki, akwarium, wóz albo przewóz Wybieramy hardcore Patrze na ziomka, chyba uczy się chwiejnego kroku Wyciąga telefon, coś bełkoczę do nas w lekkim szoku "nie wiem czy wiecie, ale poniedziałek wjechał właśnie" Lekko nam się przeciągnęło to picie na ławce, bang Ref Tak wyglądają weekendy Melanż, kobieta i studio bez przerwy, bez przerwy Te same miejsca i gęby Melanż, kobieta i studio bez przerwy, bez przerwy Kolejny weekend, ziomy chcą powtórki z rozrywki Doba za krótka, żebym mógł pogodzić ich wszystkich Mówię, że "dzisiaj odpadam, weekend mam dawno nagrany Nie dzwońcie i nie pytajcie, plany te nie są do zmiany" Po tygodniu tyry, tylko marze, żeby się przytulić do niej Widzę jej uśmiech to serce zaraz jak nitro mi płonie Przeżyliśmy tyle pięknych chwil tutaj we dwoje że zabrakłoby mi dnia, by opowiedzieć to przy mikrofonie Mówią, że szczęście to deficytowy towar Ja mam go tyle z nią, że za chwilę będę mógł eksplodować Serce złote, oczy niebieskie i gdy patrzę na nią Nie mam żadnych wątpliwości już, jak wygląda anioł To co nas łączy warte jest więcej niż parę stów Jak milczymy to dlatego, że rozumiemy się bez słów Patrze na gwiazdy i tylko to jest zapisane "jesteście dziś razem, to przeznaczenie a nie przypadek" Wchodzę do studia, ej kej ej - nora na strychu Znalazłem bit, napisałem zwroty, pora na tytuł To będą "Weekendy", te same miejsca i gęby To właśnie tutaj swoim flow, potnę bębny na strzępy Kiedy łapie za mikrofon mama boi się, że chata spłonie Ledwo poszło w sieć, a już to gdzieś lata na rejonie Jak rapuje czuje się tu, jak ćpuny na mefedronie Nigdy nie odczujesz tego jak ja, po drugiej stronie Bo gdybym mógł, pewnie siedziałbym tu cały czas Zrobię to, lecz najpierw musi paść na mnie tej sławy blask Zapluwam mikrofon, bo soczystą wymowę mam Złoty strzał? to moment, gdy ścieżki tu nowe nagrywam I nie dzwoń wtedy do mnie, jestem "off" jak festiwal Szał euforii, coś jakbym zajebał sobie "hole in one" Albo wpadł, ze swoim składem do kasyna w Baden-Baden Zgarnął całą pulę i kupił w salonie nową furę Kiedy kończyny możesz po nas tylko puszki pozbierać Zmieniam zdanie, nazwę to drugim domem od teraz Słuchają tego, tylko drapią się po głowach Jak on ładnie tu lata zobacz, jak on lepi te słowa