[Verse 1: DAIN.]
Nie tracę wiary, wtedy straciłbym wszystko
Dzielę siły na zamiary, jestem racjonalistą
Myślę dużo, przestaje się to opłacać
Więcej warte jednak są wszelkie działania
Wpływ otoczenia jest uciążliwy
Próbują wyperswadować dobre pomysły
Mój umysł jednak nie daje się przyćmić
Gdybym mógł, nie słuchałbym propozycji
Przez to nie czuję zaufania; indygo
Przywiązanie jest względną dla mnie siłą
Ergo, ramię to nie fundament żalu
Przez co często, funkcjonuje nałóg
We wszystkim już dostrzegam powiązania
Lina się plącze; sztuka żeglarska
To paralotnia, zapoznaj sztukę latania
To moja parabola - linia w "U" się u-kłada
[Verse 2: DAIN.]
Częste retrospekcje i na chuj to?
Większość i tak nie wie, gdzie chochliki są
Uczę się na błędach, choć wielu nie pamiętam
A wiele z nich popełnię jeszcze nie raz
To perpetum moblie, repeta na życie
Reperować nie umiem, psuje je cyklicznie
I tak w koło jak karwon monocyklicznie
Mała, pardon, zrobiłem to nieumyślnie
Ja chcę Cię na zawsze, nie tylko od święta
By nie zmieniać się w zimnego Ebenezera
Pech nas odzwierciedla, tafla pękła
Mistyczne siedem jak lata nieszczęścia
#szarlatan, pewnych rzeczy nie wytłumaczę
Tak latam, spróbuj złapać rozdwojoną jaźnie
Przynajmniej mam rap, z nim jest o wiele łatwiej
Pozbierać do kupy, ten durny szmatławiec
[Verse 3: DAIN.]
Patrzę tylko na siebie, jak w krainie luster
To trudne cholernie samego siebie zrozumieć
Tylko czekam, aż któreś z nich się potłucze
By uciec z miejsca, które wciąż mnie rujnuje
Czuje się jak dziecko, nie chodzi o infantylizm
We własnym świecie nie umiem zbudować idylli
Moje ego jak księżyc potrafi rozum przyćmić
Z zewnątrz mądrzy, w środku prymitywni
Chcę rozsądek ożywić #resuscytacja
Lecz on do świata żywych nie chcę już wracać
Pozostała mi jedynie afirmacja
Chodź w zamydlone oczy łatwiej jest kłamać
Nie mam wyboru, życie pod ścianę stawia
I to świeżo malowaną, farba na ubraniach
Chcę z uśmiechem na twarzy wygonić marazm
Pozytywnie wpłynąć na los #perswazja