Ref. Kiedy ruszam się najebać ze mną dobre mordy są
Inaczej się tutaj nie da, ciągła gouda, bongo, co?
Dobre mordy są, dobre, dobre mordy są
Jutro detox, odwyk, ale dzisiaj tylko ciągłe zło
Ponoć tu dziś mam szczęście, więc czemu mam nadal o tym nie gadać dziś
Sam za swoich ludzi daję sobie uciąć rękę, nie jak Thing z Addams Family
Wpadam do swojej familii, w oparach czy na barach my
Tak zgrani, gdy wrogowie robią tylko tą jebaną tu reklamę jak baner mi
Tak brudny rap dudni nam z fury, choć ręcę wobec siebie czyste
Nieschludni z natury, przez sen złudny, który każe jebać system
Przeniósłbym tu góry, za tych co tu murem za mną i w ogóle
Na dno tak jak nurek pójdą nim już w sumie nas zweryfikuje tu czas wszystkich
Ale pieprzę to, to chore, lecz do upadłego tych zdrowie
Mówiących mi co dzień, to że mogę dowieść, więc tworzę ten ogień i robię pożogę
Albowiem tu gorzej, gdy powiesz, że to dzień, by odejść, zagrodzę tę drogę nie godzę
Na nową załogę się Boże i to wiem, że jestem dowodem czym są sk**sy
Łoł, moje zwrotki to koronkowa robota jak u dentysty, moje ludzi przyszli
Twoi ludzie wyszli, a Wasze dziewczyny oddamy Wam w recykling
Hę, to mnie wciąż niszczy, odkąd nawet nie potrafię tutaj żyć moralnie
Popełniając wiele, wiele, wiele, wiele, wiele błędów, ale żadne z nich nie były kardynalne
I co się się się tu dziwisz? Jesteśmy obraźliwi, TV nie da nam nagrody
Niemożliwie chciwi, czuję się jak Ibisz, bo czas działa na mą korzyść
My gniewni i młodzi, dobrobyt, blackout, gdy na barach zwlekam
Żyjemy sobie tutaj jak nie narzekam, póki nie pójdę w kimono jak karateka
Ref
Wpadamy całą bandą coś zgarnąć, gdzie jedyne co za darmo to wpierdol i pretensje
Nie znam nawet znaczenia słowa odpowiedzialność, skoro sam za siebie już nie ręczę
Rap placement, life tester, bo częściej wybieram metodę prób i błędów
Grasz fair play albo hajs chcesz ten, to dziwne połączenie jak struś i Redbull
My jak dotąd, wysoko latamy i chyba mi spoko w tych chmurach
Gdy praca poszła w błoto, to potem z głupotą tu przegrasz akurat
Dziś prawda to mój kokon i niech sobie plotą jaki z nich Don Juan
Zarobię na złoto, z nim jebnę se foto i wtedy idioto dopiero zakumasz
No to co? Zmieniam ich podejście dziwko szybko jak Kliczko rękawiczki
I dobrze mi z tym, chcę zapewnić dziś w mig to przejebanie syte bistro dla bliskich
Moje CD, hasztag blitzkrieg, skoro wszystko mi tu siedzi jak Meek Mill
Ci z którymi się obracam dziś jak kickflip, to moi ludzie a nie jakieś ksywki
Aha, formacja ciężkiej jazdy, choć z melanżu nigdy nie wracam na tarczy
Miałem być poważny? To odejmij dwie litery, jestem tym dla rapgry
Przejebanie więcej frajdy, bo życie w tym pędzie to alegoria
Zaciśnięte pięści, naciągnięte wiadra, przez to mocni w gębie jak Anatolian