Żyt Toster - Hangover lyrics

Published

0 225 0

Żyt Toster - Hangover lyrics

Wsiadam do auta i jadę przed siebie, nie chcę już niczego wiedzieć Gnam bez pamięci, wszystko się kręci, nie ma znaczenia już gdzie mnie poniesie Wiem czego szukam i jak to osiągnę (chuj!), nie wiem już jaki mam problem W kieszeni drobne choć długi na koncie to świat nie opiera się tylko na forsie łyka z kolejnej butelki pobieram, dym z papierosa uderza do płuc Wyrzucam Camela, chwytam L&M'a i wkładam do ust Zgniatam palcami kapsułkę, rześki mentolowy buch Daje ukojenie myślom – ekwiwalent snu A droga długa jest, nie wiadomo czy ma kres gdzieś tam Na jej końcu pewnie jest mój prywatny wszechświat Bez znaczenia tak naprawdę czy go znajdę tam Gnam 120, na głośnikach leci Busta Rhymes Zawsze chciałem być jak on z pierwszych płyt Nic a nic nie kumam świata dziś „me against everything” Chciałbym pozostać sobą na koniec, pedał do dechy i palę opone Tnę asfalt, mknę, światła miasta w tle #dawca nerek Jakie ma znaczenie czerwień z naprzeciwka Kiedy działa jak płachta na byka konfrontacji nie unikam Zamykam oczy, wstrzymuję oddech, serce mi wali jak szpila po mordzie Wycie klaksonów pustoszy mi głowę, nie myślę o niczym, hangover [Ref.] Czasem zdarza się tak, że tracisz głowę Po czym się rzeczy niezdrowe - to hangover Gdy zawodzą nam hamulce bezpieczeństwa Często dzieją się rzeczy, których nie chcemy pamiętać - to chore (x2) Otwieram oczy choć widzę niewiele, nieznane mi pomieszczenie Głowa mi pęka, niewiele pamiętam a obok kobieta o wspaniałym ciele Leży w bezruchu przeszywa mnie ból Gdzie jest mój portfel, telefon i klucz od domu Pety, kluczyki od wozu, gdzie niby jestem i co to za sucz? Wstaję pomału nie burząc jej snu Może być kurwą, wiszę jej fruit Lewy but leży gdzieś tu Prawy - cóż, dalej szukam Ruszam się od łóżka po czym rzucam twarz do lustra I widok jakby ktoś na mordzie zaparkował buta mi Koszula we krwi, ryj jak żul, zęby na miejscu a to jakiś plus Jakby pijany chirurg zawzięcie ćwiczył cięcie tępym narzędziem Głowa pod nurt, płuczę japę, szczypie, piecze, drapie jak chuj Kiedy ktoś w otwartą ranę zacznie sypać sól Nie mam komóry, kluczyków od auta, portfel się znalazł a hajs się nie zgadza Moralniak zgniata mi podbrzusze z użyciem imadła Skradam się z powrotem, jednym okiem patrzę – dalej śpi Chwytam marynarkę, łapię klamkę i otwieram drzwi [Ref.] Czasem zdarza się tak, że tracisz głowę Po czym się rzeczy niezdrowe - to hangover Gdy zawodzą nam hamulce bezpieczeństwa Często dzieją się rzeczy, których nie chcemy pamiętać - to chore (x2) Rozglądam się nerwowo naokoło, nie wiem na co liczyć Co to za miasto? daję słowo: nie wiem, nie znam okolicy Zgiełk ulicy dookoła znowu woła mnie do siebie „moja słaba silna wola” znów w potrzebie, sam już nie wiem Co mam zrobić, dokąd mam pójść Chce mi się jeść, chce mi się pluć krwią Chce mi się pić coś, muszę odnaleźć pit-stop Iść stąd nim poczucie winy złapie mnie Nie wiem co zrobiłem źle, zagłuszę je nim zabije mnie Czuję się źle, czuję ból, szukam bankomatów – zero Chuj, wiem już czemu zwą go ścianą płaczu, null zero Jeden jak jełop, który ostał się po wczoraj Został niemym świadkiem zdarzeń, które czynią ze mnie potwora Widzę knajpę klasy B, siadam przy barze, muszę zjeść Zamawiam kawę i jakiś stek, wcześniej wypijam setki dwie Patrzę się na plazmę, był wypadek, cztery osoby martwe Sprawca zbiegł, znają sprawcę, widzę w TV swoją japę [Ref.] Czasem zdarza się tak, że tracisz głowę Po czym się rzeczy niezdrowe - to hangover Gdy zawodzą nam hamulce bezpieczeństwa Często dzieją się rzeczy, których nie chcemy pamiętać - to chore (x2)