Zbylu - Rytm naszych spotkań lyrics

Published

0 125 0

Zbylu - Rytm naszych spotkań lyrics

[Zwrotka 1: Spinache] Widok za oknem zmienia się, zachodzi słońce, noc witam Natura pokazuje jak przyciągać, jak chwytać Jak odpuszczać, nie ściskać, gdy płynie, gdy się zmienia Mówią: "tyle do stracenia" kolejne doświadczenia Ta energia nie zanika, powraca w nowej formie Smakować, dotykać, nie opieram się, niech porwie nas radość ze spotkania Tak w pełni bez granic, powitana, rozstania Wszystkiego doświadczamy, mamy mądrość, potencjał, jasność widzenia Czujemy intensywnie te kolory, te brzmienia Oddalamy się od rdzenia, przybliżamy się do źródła To piękna droga, nawet jeśli bywa trudna To nasz oddech, nasz puls i rytm naszych spotkań Jesteśmy tu na chwilę, więc możemy się im oddać Za oknem zmiany i wschód słońca witam Teraz się już pożegnamy, idę śmigać na beatach [Zwrotka 2: Junes] U mnie ławka, chłopaki z bloków, osiedle Znowu w parku nocą chłonę letnie powietrze Oddycham ciepłem, czując ciepło wódki w gardle Patrząc na światła samochodów w relaksie Widzę jak świat pędzi i chcę to zmienić Bez pieniędzy w kieszeni, mimo pensji i premii Dziś liczy się tylko (co?) usiąść i gadać Widząc jak to miasto dziś świeci dla nas Wyluzować się na chwilę, zwolnić oddech Pijąc goudę na bloku życie chłonąć wygodnie Rozkminić opcje, by mieć luz w tym opór Choć był przypał kolejny znów w tym roku Dzisiaj dla nas liczy się tylko moment I nie chcemy policji dzisiaj w parku przy stole Dzieli nas tak wiele, dziś to nieważne Z plastikowych kubków wynurzamy przyjaźnie [Zwrotka 3: Zeus] (Tak jest, tak jest, tak jest, tak jest! Ej, ej, Ty!) Kto dziś pamięta na osiedlu wojny paru niespokojnych łebków? Każdy z nas był młody, wkurwiony i szedł na te wojny bez lęku Parę ładnych lat nauczyło nas pokory odrobinę Każdy ma parę szram, ktoś idzie rano do roboty, a ktoś ma rodzinę Zmieniłem się na bank, tak jak złą stylistykę na funk Chciałbyś to zabrać nam, obyś (...), blau! Tyle dróg, tyle zmian, tyle opcji Byłem tu, byłem tam - wnioski? Żyję tak, że jak wracam do Łodzi, moje ziomki z ośki wciąż mi biją piątki Nie jestem gorący, sorry, po co mi czerwony dywan? Widzę tu czerwone mordy, od krwi, od goudy, hm, czerwony nos nie porywa Nasze życia to kręte drogi, ciężkie i pełne wyboi Sam, gdy patrzyłem na niektóre z tych ran, nie myślałem, brat, że to się jeszcze wygoi Życie jest pełne ironii, śmieje się prosto w twarze Po latach czasem podajesz grabę wrogowi, spotykasz go na browarze Życie jest nieprzewidywalne, bywa szare, ale szare jak płótno I czasem sam kładę się spać z pytaniem: "Ciekawe co się stanie jutro?" [Zwrotka 4: Danny] Dziś kolorowy plac zabaw zajął miejsce tego asfaltowego boiska Co znał zasady starych gier i nas po innych ksywkach Co znał zasady, coś jest, czy nie i nie dawało się w syf pchać Nie kazało mi nic brać, żeby być cool stykało solówę wygrać Z łóżka wstawało się z myślą, by tylko zjeść i wyjść Dziś rano niektórym budzik odbiera chęć, by żyć Nie wiem, co stało się im, ale na stówę z większością z nich Łączy mnie nadkwaśność min, że za szybko nadal lecą dni Nikt nie bał się śnić, że będzie kimś, co wyciągnie resztę stąd Nikt nie bał się śnić, a ilu z nich, gdy cię mija, to odwraca wzrok, ziom Też próbowałem czasem chodzić na łatwiznę Nie kupowałem w sklepach, nie śmierdziałem romantyzmem Już nie pcham się, a gapię ślepo w to, co zaraz zniknie Za dużo słów na marne, nie znam się na czymś, to milczę To przeszłość wykuwa w nas charakter i charyzmę Nawet jak dasz radę śmierci, życie gna dwa razy szybciej [Outro]