WSRH - Prawdę mówiąc lyrics

Published

0 94 0

WSRH - Prawdę mówiąc lyrics

[Zwrotka 1: Bubel] Znów pytają co u mnie Wszystko spoko w sumie, te Ogólnie jeszcze nie myślę o trumnie Wciąż kombinuję, by żyć tak jak lubię I nie kapituluję, brat - po moim trupie Nasz świat jest chory, odstaw pozory na bok Zobacz jakie mamy prawo, niewielu tu żyje klawo Ale prawdę mówiąc, w chuju mam to Bo jak nie chcesz być ogonem Musisz być jak Johny Bravo Nie ma to tamto, wybiorę napad na kantor Zamiast ostatniej wizyty w piwnicy ze skakanką Tutaj życie to hardcore, więc i ja jestem hardcorem Bo albo robisz w zbroję, albo wracasz z honorem, te Biorę co moje, pierdole chore wizje I nie dam sobie wyprać mózgu przez telewizję Oni łapią schizę, gdy usłyszą kilka bluzgów Wbijam w to, bo pierdolę hipokryzję i oszustów (x2) Dwa siedem na karku, osiem lat ma mic'u Dwanaście na haju, Bóg wie ile do raju, te Robię co mogę, by żyć jak chcę Jak moi ludzie mam serce z logiem PDG [Zwrotka 2: Shellerini] Daj hajs na koks, obok (?) cisza A w CD leci Freddie Foxxx, jak dla mnie pełen wypas Nie chcę zapeszać, żeby jeszcze się nie przysiadł Ale minął chyba z rok, jak nie natrafił na mnie przypał Chyba żyję jak lubię, mówię jak umiem, wybacz Prowadzę tak jak Paris osobisty Sonic Jihad A w przerwie Łycha z bratem Co go system widzi w gdybach A w przerwie Łycha z bratem, co ten system Ostro dyma, bywa Syreny wyją na rewirach, słychać psów skowyt Czuć metaliczny smród luf, co wróży w celi pobyt I nie wiń młodych, winny rząd, ten wyrodny rodzic Co nie chce zgody, wszystko robi by nas obić Oby walczyć o swoje, jak Sir William Wallace I nie poledz, do końca doprowadzić projekt To jest coś, co ma jakikolwiek sens dla mnie Bo prawdę mówiąc, kuzyn, tylko na tym znam się.(na tym znam się) (x2) To dwadzieścia sześć wiosen, lawirując, kłamiąc Mając pełen olew, mam ten rap by zapomnieć Choćby na moment (by pozytywnie rozegrać tą opowieść) [Zwrotka 3: Słoń] Czas nie ubłagalnie leci Już dwudziesta piąta wiosna To jest miasto Poznań Gdzie codzienność nie jest radosna Znowu głos mam, mój rap to mój osobisty Syjon Bo w rzeczywistości daleko do karnawału w Rio Tak tu ludzie żyją, pijąc hektolitry czystej Naród zniewolony przez pasożytniczy system Tu są drogi wyboiste i choć większość żyje w biegu To my idziemy pod prąd, nie przestrzegając reguł Oto miasto grzechu, gdzie nie każdy, realia zna Tu biegają głodne ryje I handlują czym się da Dążenie do życia w snach, to nieustanny wyścig Słowo przyjaźń nie istnieje kiedy chodzi o korzyści Wszyscy chcą się nachlapać, a ja patrzę na to z boku Bo prawdę mówiąc, mnie chuj obchodzi Co myśli ogół Tak rok po roku żyję, i nic innego nie znam Bo ten rap to jest jedyna znana mi profesja (x2) Już dwudziesty piąty rok, studiuję w życia szkole Od czasu kiedy w szpitalu swój pierwszy oddech wziąłem To jest sprawozdanie z dwudziestu pięciu wiosen Mój bagaż doświadczeń, który wszędzie ze sobą niosę