Urb - Skandale lyrics

Published

0 199 0

Urb - Skandale lyrics

[Verse 1: Zkibwoy] To taki banał, że wciąż chodzę swoja drogą Ale tak to już jest, wolę dawać słowo solo Zawsze jakoś dziwnie i tak dopnę swego Połowa czat na farta, reszta dobre demo Uparty jak skurwysyn, rap to hobby na boku Życie na pierwszy plan, strzępy modlitw z bloku Mam to do siebie i wstręt do leni, są głusi Niech zapierdalają do klubów jak Reni Jusis Wiesz zdradzę ci sekret, jebaną receptę Wiem że nie chcesz, ale zajmij się czymś jeszcze Dumny z siebie pokonując kolejny etap Trzymaj fason jak chuj, bądź dzielny dzieciak Ja nie mam wyjścia, być może to kurwa powód Że nie muszę się prosić o jakieś gówna ziomuś Bo na koniec i tak każdy w tej bajce zdycha Prędzej czy później znika za hajsem jak Trzyha [Hook x2] Skandale i przekupna miłość Bez kitu w tym życiu nie istnieje sprawiedliwość Plus - nikomu nie ufać i chuj A szczerze oglądać się za siebie to mus [Verse 2: Zkibwoy] Z dala od bananowców, snów o niczym Przemieszcza się znów po słów ulicy Wiesz, wiem za co muszą mu dać respekt Za prostą rzecz - swoje zna miejsce Nie wali cukru żeby przy kimś śmigać I nie robi z siebie pępka świata w którym syf widać Określa go jego praca nie jej efekty Określa go stosunek do jego elektry Często odpuszcza sobie filozofie z dupy Niewielu jest takich których chociaż trochę lubi Nie ma z tym kłopotu i nie szuka przyjaciół Pjona dla przyjaciół, tchórzom kupa strachu Był tu i był tam, słyszał raczej dużo Nie stara się zmieniać świata jak Jacek Kuroń Mówi: "Przez tych lat parę zdarzyłem Boga zapomnieć To popierdolone, czuje się niestosownie gdy się modlę" [Verse 3: wa*kz] Skandalicznie, trudno jest utrzymać fason Kiedy nagle wszyscy są czarni jak Burkina Faso Trzeci świat rapu, żałosny ostro A Ty undergroundowiec zazdrosny o rozgłos Pada jak w The Blast, Reflection Eternal Chłopy robią ten hajs, śmieszni są jednak Dobra pa**a to sos, zła wycieczki do pierdla Mówią: "Taki los, nie ma ucieczki z osiedla" A ja krok obok patrzę, jak to zobacz W końcu nie jest aż tak źle, widziałeś Miasto Boga Mi łatwo mówić, miałem jednak farta bez stresów Tyle ze dobry start to jedna czwarta sukcesu Albo mniej, teraz gram va banque i wygram Albo nie, i skończę na bank imigrant W Albionie, nie no ja staram się kapuj Mieć na życie coś więcej niż gwarancje rapu Zwłaszcza że, tu powiem zgrany banał Wszystko robimy sami, my nie gramy an*l Choćby miał mnie słuchać ten tysiak w Polsce To warto to pisać i pizgać z woskiem! [Hook x2] [Verse 4: Zkibwoy] Wiesz kurwa, to jest Polska czarnuchu Rap pedały sprzedają się to w kioskach ruchu Śmiać mi się chce do rozpuku gdy widzę jak Tyle w tym buntu co w vivie zła Rzucam gówno na ulice jakby to był Kapsztad Hardcorowy sens ludziom od farby i flamastra Szacunek do zrozumienia kluczem tutaj Jak nie rozumiesz, ja Cię nie nauczę słuchać Buka blow blow! Mocą pizgam jak z Glocka Tu props zabierze Reno, la vida loca [Tekst - Rap Genius Polska]