Tymi Tyms - Zanim zdechnę lyrics

Published

0 156 0

Tymi Tyms - Zanim zdechnę lyrics

[Zwrotka 1: Roka] Szczerze? Chciałbym znać datę swojej śmierci Ślepo wierzę w to, że zdążę naprawić błędy Masz mi za złe, że nie odwiedzam krewnych? Nie przyzwyczajaj się, to nie będziesz tęsknił Boję się nieraz telefon odbierać Śmierć stoi pod mym domem, ja udaję, że mnie nie ma Rozkazujesz, dziękuj, a co dostałem? Życie wątpliwej jakości, jak adwokat z urzędu Mamo, miałaś doczekać moich dzieci Nic mnie nie cieszy, ten los jest bezwzględny Otworzyłem zeszyt, żeby zapisać to Co chcę osiągnąć, póki tli się płomień życia Choć nie wiem po co, dla kogo, czy jest sens To jakoś ci nie ufam, gdy mówisz "carpe diem" Chcę mieć na życie plan, w końcu coś wiedzieć Zanim zdechnę, trzykropek, zachowam to dla siebie [Zwrotka 2 i 3: Solar/Białas] Zanim zdechnę, zdechnę to słowo klucz Rzucają hajs, a oczach i tak mają zwróć Zwrócę, zaportuję i wkrótce zraportuję Ile z tego dało szczęście, a ile tylko chuj wie A ja zanim zdechnę, chcę poczuć, że żyję O ile walka o lepsze jutro mnie nie zabije Szczury biegną po bieżni, udają niezależnych I chcą być tacy jak my, ale to nie kwestia chęci Zanim zdechnę, te wersy uczynią mnie nieśmiertelnym Bo im nie wsadzisz gnata do gęby Chcesz, to skasuj internet, bo mnie to nie dotyka Dopóki moi ludzie wciąż to mają na nośnikach Zanim zdechnę, chcę żeby moi ludzie byli dumni ze mnie Chociaż łatwiej by było mi ich wkurwić pewnie Ale nie po to tutaj jestem, dociera? Nie nazywam ich braci, bo to fajnie brzmi w numerach Zdechnę zanim dam sobie wmówić, że To co teraz czuję, to tylko długi sen Uszczypnij mnie, nie widzę żadnej zmiany A to znaczy, czas odpulić budziki i szampany Zanim zdechnę, chcę żeby każdy znał moje imię Po to piszę te chore linie, to mi nie minie Weź podetnij mi żyły, wypłynie z nich atrament Napiszę nim na ciebie diss, a później ty testament [Zwrotka 4: Tymi Tyms] Błądzę, znowu nie widzę sensu W głowie pełnej fobii, urojeń i głupich lęków Gdybym cię tam wpuścił, choćby na parę sekund Wylądowałbyś na Mącznej, lub pierdolną na miejscu Adrenalina jest mi potrzebna jak tlen Mam fuchę u diabła, robię na swoją śmierć Dobrze wiem, ile spierdoliłem szans Nigdy do końca nie będzie tak, jakbym chciał Zna mnie wielu, a niewielu mogło poznać Tylko nieliczni wiedzą, co rozsadza mnie od środka Od dwóch lat znam na pamięć cały cmentarz Mam kogo odwiedzać, nie tylko w święta A scenariusz może podobny do twojego Lekarze do końca mówili, że to nic poważnego Chujowo tracić bliskich zanim dorośniesz Ciesz się chwilą i doceniaj każdy moment Mogę ponieść klęskę, choć wkładam w to serce Nie będę narzekał, bo łatwiej już nie będzie Daj mi rękę i chodź na spacer pod gołym niebem Zanim zdechnę, trzykropek, zachowam to dla siebie [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]