Tymi Tyms - Kiedy słońce zasypia lyrics

Published

0 392 0

Tymi Tyms - Kiedy słońce zasypia lyrics

[Intro] When the night comes down Will you be around? Do I face the dark alone? [Zwrotka 1: Roka] Znowu nie śpię do szóstej, piję, odpalam peta Jakby był tym, czego najbardziej nie mogłem się doczekać Dy-dy-dym komponuje tu się z księżyca blaskiem D-d-dopiero wieczorem zczaję, że spaliłem tak z dwie paczki Te gadki z przypadkowymi ludźmi, są mili dopóki, dopóty Któryś grubszy się nie wkurwi jak się wydurnisz Bądź ostrożny, nocny tryb życia tu wiąże się z ryzykiem Wie to ten, co stanął w weekend oko w oko z drapieżnikiem Widziałem wielu, co do ósmej na baletach czuło czaczę By wpierdalać dopalacze przed rozmową o pracę Słońce zawija kitę, gdy wypierdalamy z klitek I ma obsrane gacie, kiedy mówi nam dobranoc, o świcie Mówię "pozdro grzecznym chłopcom", jestem nocnym łowcą I nawet w samotności mogę sobie wykuć o was trafny pogląd Krąg ludzi wokół mnie zdradziecki, niebezpieczny Net to kompendium wiedzy, prawie jak SB'ckie teczki [Refren] When the dawn stands up Will your face be gone? Do I face this world alone? [Zwrotka 2: Tymi Tyms] Już zachodzi słońce, znika gdzieś za horyzontem A, razem z nim, żegnam sumienie i portfel Chcę przytulić te dolce, o wiele bardziej niż ciebie Gdybym je miał, wiedziałbym, że tutaj będziesz, chuj w to Jadę złotówą, gdzie moi ludzie nie mulą W tym mieście koszty nie wielkie, a o przypał nie trudno I tak mamy tak zadymione płuca od zieleni Że kurwy równie dobrze mogłby nam wjebać przemyt Niewinni, niewierni, bezczelni leją mi kielich Nie ma co odmawiać, nie czuję takiej potrzeby Grzeszna nieśmiertelność, potwory w nas nie śpią Posypał się proch na blacie, jak kurwi nas sens, o Nocni stróże w kapturze, hulane mają w naturze Wielu w ciągu na dłużej, bo nie umie nie uledz Nie dotrzymasz tępa, jak jesteś tu z doskoku Wzywa miasto pokus, w amoku opuszczamy lokum Wpadamy w kilkanaście osób do speluny roku Nie patrz się za siebie na swoim terenie, daj spokój Wokół mnie dupy, które zaliczyć łatwiej, niż semestr I lojalni ludzie, póki mają w tym interes A ja lubię niunie, które mają charakterek Co nie znaczy, że za byle gówno robią aferę Już jasno, słońce zdążyło się obudzić Wracam jak zombie, obok krzywych spojrzeń ludzi [Refren] When the dawn stands up Will your face be gone? Do I face this world alone? [Zwrotka 3: Solar] Kie-kiedy słońce zasypia, wte-wtedy budzi się Solar Ten pierdolony wilkołak, ty-tylko pije po nocach To jego świat, butelki, rozmowy i śmiechechy Smutki i rewiry znamy od dechy do dechy Obserwuję ludzi, których zapewne dopadnie marskość Nie życzę im tego, a w grę też nie wchodzi zazdrość Wbijam im się w mózgi, wysysam wszystkie myśli I wyciągam wnioski, do których na trzeźwo nigdy nie doszliśmy Ale spokojnie ziomy, nic nie robię w złej intencji Chyba, że jesteś kurwą, to cię mocniej mogę skreślić Widzisz? Znów się na kogoś rozjebałeś Ja szanuję rzeczy, które nie powinny być opowiedziane Chamie, w nocy życie staje się dużo ciekawsze Najlepsi aktorzy pijani zdejmują maskę Chuj wie, czy cię taki nie sprzeda niebieskim mendom Więc popieram, że nie warto jest ufać abstynentom [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]