Trzeci Wymiar - Balans lyrics

Published

0 156 0

Trzeci Wymiar - Balans lyrics

[Verse 1: Nullo] Ziom!! Ja potrzebuję tylko długopis plus czysty papirus By czuć znów puls, by czuć się tak jak Big Sur nad kartką To wena karmą, ja w genach mam ją Znikam jak fantom, gdy piszę w ciszy moje esperanto Fakt faktem kocham rap ale także sport, jak czas Barkley mam Czas na basketball, tam gdzie park na wrocławskiej stoi zawsze kosz Tam zawsze dwanaście godzin mogłem w basket ciąć Na ławce zawsze ktoś siedział z kim mogłem się napić Na klatce spalić cannabis, gadkami z kumplami czas zabić Za nic nie zamienił bym tych chwil spędzonych z wami Tych chorych bani, tych wojen między podwórkami Dlatego wracam tu, palimy bata znów, czeka wataha głów Czeka krata browarów, na co dzień padasz z nóg W kółko praca dom rodzina, by nie zwariować czasem trzeba się odcinać [Hook] Kiedy życie przypomina ci czeski film A ciśnienie ścina z nóg jak polski drin Polsko - czeski styl, Headdy czas wyluzować Weź czeski browar, my weźmiemy z Polski towar Kiedy życie przypomina ci polski film A ciśnienie ścina z nóg jak czeski drin Czesko - polski styl, Headdy czas wyluzować Weź czeski towar, my weźmiemy z Polski browar [Verse 2: Headdy] Já nechci myslet na všechny ty věci co nás táhnou dolů Nenechám se stáhnout ani párem volů Babylon je plný hoven denně v tom davá školu Nenechám se tím sežrat, jako svetr od molů Tak sednu napíšu si text a nebo složím beat Zapnu technikz, dám set a pouštím si samý hit To mě dostavá ven, když potřebuju klid A když nechci být sám,sou tu mý fellaz, a je čas pít Vytáhnu projektor,dvd a basu piv, uklidím humus ze stolu A odvolám celý chlív, kdy bylo líp, probereme staré nové časy Holky,prachy,pitky,muziku,bitky a životní trasy A jindy chci být se svou milou men, taky znáš to,pocitit jemnost žen To je můj chill ten co dodává mi sil do žil,mamen můj styl,mamen,tohle je real mamen [Hook] [Verse 3: Szad] Miałeś coś zrobić, weź to odłóż, się otwórz Może czeka Cię podróż, przez ogród szarych podwórz, chodź już Ej zapomnij czasem i zwolnij piasek, nie żebym w nocy miał sen Ale ci mówię popłyń z basem, kiedy nie wiem co dalej Lubię się poczuć Escobar'em, wtedy te dni nie są szare Chodź trzeba mieć niezłą pamięć, nie żebym przez to nawet Zmarnował w Tesco talent, mam często, palę często Lubię w sobie dziecko znaleźć Ej ty weź! I oczy przetrzyj też! Nieważne to kto pierwszy jest Jak to, że węszy pies, a większy bejc, to większy stres, nie wiesz czy biec Nie wiem czy wiesz, życie i rap ma głębszy sens Kiedy wokół wszystko Ci kojarzy się z Wietnamem i chuj z planem A pięści same biją w ścianę, kiedy jesteś wulkanem, a blady strach nadjeżdża karawanem Zamiast nie spać nad ranem, miej wyjebane [Hook] [Verse 4: Pork] Lubię te sto sześćdziesiąt nocą, kiedy tak autem tnę trasę Nie chcę osiąść jak posąg, muszę się odciąć czasem Mam takie miejsce, gdzie dym za miastem z grilla Smakuje jak najlepszy drin gdzieś na Malediwach Tam się odcinam, tam ten miejski huk armat, milknie jak grób Tam sam sobie diler i barman, czytaj - barman diler, pod lasu baldachimem Mamy z braćmi kapas jak w Alpach Fuhrer Zmieniamy miejsca i cele, częściej niż snajper w Peru Ja i mój kumpel Bartol, czekamy na taflę śniegu Jadę ją kantem i na każdym vibe'ie, albo latasz w chuj lub zaliczasz halkie życie mi beret ryje, lubię te rzezie w 3D, gdy w teren idę Ja i mój kumpel Desert Eagle, nie ma to jak wyluzowana na bani headshot man Poza tym gęsto gram, zresztą chcesz to sprawdź, yo! [Tekst - Rap Genius Polska]