Trzeci Wymiar - Kwas lyrics

Published

0 205 0

Trzeci Wymiar - Kwas lyrics

[Zwrotka 1: Pork] Księżyc w nowiu wisiał jak ciężki ołów pod nim setki domów W roli ciepłych schronów wydalały resztki smrodów! Eryk szedł przez ścieżki lodu. W kieszeni niósł lepki produkt Czuł już smak wódy, metki no i dotyk ciepłych podłóg Wszedł do chaty kumpla - dziś był odwapniony kwadrat Jest paragraf, trwa balanga, nastoletnia awangarda Karolina, Anka, Magda, Kevin, Piotr, Staś i Adrian Wszystko leją dziś do gardła, resztę syfu mają w kablach! I w tym stanie nieważkości ktoś na pomysł wpadł By zaprosić w gości, obrać z ości pedofilski jad! Plan był prosty jak jebanie: Anka siadła przy ekranie Miała piersi młode, blade, długą szyję palce same zaczęły klikanie Jak przy fortepianie - grały arię pod tytułem: "Polowanie" - obraz poszedł w świat! Dziś w kamerce piersi same rzucają wyzwanie Był już samiec, obydwoje więc mieli ukrytą twarz Zaprosiła go podając adres do swej nocnej chatki Gdy skończyła wszyscy nagle trzymali mocniej szklanki Po godzinie zamiast szklanki mieli kastet i dwie pałki Lecz gdy otworzyli drzwi w progu stał ojciec Anki... [Refren] Nigdy nie wiesz który z dni sprawi, że pęknie nić Pewne nic nigdy nie było jak proste! Nigdy nie wiesz, który z nich sprawi, że będziesz kimś Mając "nic" za brata, "syf" jako siostrę! Nigdy nie wiesz, który z dni sprawi, że pęknie nić Pewne nic nigdy nie było jak proste! Nigdy nie wiesz, który z nich sprawi, że będziesz tym Kim nie chciałeś być, lecz dziś to już nonsens! [Zwrotka 2: Nullizmatyk] W żyłach krążył Rock 'N' Roll chciałbyć klasyką jak Rolling Stonesi W Madison Square Garden, w głównej roli on dziś Fender Stratocaster w lewej, w prawej dłoni kostki Guitar Hero Master poszerza horyzonty... Przed Deep Purple gra Purple Haze niczym Jimmy Hendrix Jazz we krwi ćpał tą narkozę a z nim lęki Szczękościsk szczęki przeprowadził dźwięki Ekstazę od agonii dzieliły milimetry Zmienia metrum jak dragi, on w centrum uwagi Zahipnotyzowany tłum, pod ręką czuć strun lekkość - to magik Maestro, wirtuoz z pełną profesją arcydzieło! Tak co noc w pustym pokoju zalicza martwy przelot! On nie Slash, Joe Pa**, Chuck Barry, ani Satriani! Tonie jak Titanic w tej otchłani bez przystani Patrz jak padał na ryj naćpany, nachlany, cały obrzygany Zwalił go crack w stan nirwany, mózg rozjebany!!! [Refren] [Zwrotka 3: Szad] Coś w nim nie zasypiało w tę jasną, mroźną noc Bolało po pracy ciało, choć chciał zasnąć po stokroć! Wstał, wziął koc... Proszki, alkohol, co bądź! Zamknął oczy, w myślach zaczął kląć - małych sądź... Nerwoból uciszył sen, w którym królem był i psem! Żywił się nimi i złem... Artysta biblijnych scen Przywitał go inny dzień, nowy dzień, ale innym odbiciem! Sądny dzień - rozliczeń... Pot im ciekł... O tym później... Z gabloty wział sprawny muszkiet Przeciągnął cyngiel opuszkiem... Podniósł łuskę Poczuł spustem strach z ich oczu po rozpustę W końcu uśmiech... Resztę ogarnął półmózgiem... Zmówił pacierz, rzucił bluzgiem I wziął władzę na mord - spacer Żeby postrzelać do kaczek. Słusznie - Dla ich krwi, nie dla odznaczeń! Już nie! Raz za razem pluł w śnieg... Król muśnięć, na stróżce krwi... [Refren] [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]