[Verse 1: Arkanoid] Kto by pomyślał, że to mnie spotka na dziesiątkach Marzeń cząstka odbita niczym pieczątka Jak jazz w piątkach, tak sieć w zwrotkach Pcha sens co dnia, intuicyjnie lotem wznoszę się pod wiatr To objaw topograficznego spojrzenia w dół Tylko ziemia, pieniądz i chemia w zgodzie na pół Od chłodzenia głów do wrzenia słów zmysły skradam Ale to mój cyrk, moje małpy, moja sprawa, yo Same sh** diffrent day, ja tylko chcę zobaczyć wolność Co znaczy pomoc, ponoć to płacić słono lecz miej w garści honor Gdy to co Cię zaczęło, dziś Cię trawi jak kronos To przez dupy, dragi, Polmos wielu mych braci traci kontrol Więc gdyby tak odpłacić kontrą i złapać dystans Powstać z martwych, wziąć się w garść by w końcu być ponad tym! [Verse 2: Pork Pores Porkinson] Piszę kolejny list z miasta sferalnych schiz Gdzie spliff kłamstwa przenika łzy nie dając nic w zastaw Została nas dziś garstka, my nie wierzymy w styl Widząc ten syf, który na co dzień nas w pysk chlasta Gdzieś tam z kimś jatka jak psy w klatkach Telefon (dryń) sąsiadka daje cynk, wpadają psy - wpadka Mylą drzwi i w słuchawkach, towar, wsiadka Wypadasz z gry, dostajesz pieprzone 3 latka Czas się ocknąć brat w tym syfie, znaleźć diagnozę Jak Dr. House mocno stać, wbity w podłogę Choćbyś non stop ćpał, ostro chlał, miał paranoje Pełne okno krat, rozpoznaj i zwalcz chorobę Bądź ponad tym, żyj z nadzieją, nieś ją w tłumie To jak miałbyś wejść na najwyższy gzyms Sears Tower I krzyknąć "świat jest mój" i chuj w pamięć! [Hook: Nullo] Nie musisz być wśród tych, w syf co wpadli Do przodu musisz iść, wić Nić Ariadny By w labiryncie żyć, być ponad tym Masz nad horyzont wzbić swój krzyk nad Andy! /x2 [Verse 3: Klif] W kraju z historią, która dumnie patrzy na świat Jak przez oczy diabła na własny kwadrat Gdzie każdy wariant na tych potagowanych klatkach Jest przygotowany do starcia bo w reakcji tkwi prawda Nadzieja zgasła, kamera akcja, reżyser zasłabł Ja piszę z miasta co mi dało życie na start Nie dało skrzydeł bym był ponad tym jak garstka tych Dla których dni to z marzeń snów realia Ja ponad tym jak rasta być mogę jedynie Iść w drogę gdy asfalt wypowie moje imię Ramię w ramię z teamem nanieść plagę stylem Odpalam turbinę, powieś flagę na rewirze Gdzieś ponad, wyżej, gdzie schowam winę za kurtynę Później jak z ręki Boga zginę Znienawidzę imię tych, którzy we mnie nie wierzyli Bo dziś ja jestem wyżej, jestem ponad nimi! [Verse 4: Szad Akrobata] Spójrz na las jak się roztacza bezmiarem Masz kolejny Sears Tower czy Sky Tower Najwyżej, najdalej, wszystko dziś jest za małe Nie mów, że się naćpałem, krupier rozdał - zagrałem Nad ranem, świat się rozlał nadmiarem A to źródło tak nagle zmieniło się w Niagarę Dasz wiarę? (Ty!) Gdzie jest książka zażaleń?! Możesz grać dalej lub spierdalać jak masz ale stąd Większość powie "ależ skąd", potwierdzając tu mi to wiedz Ilu zechce znaleźć błąd powiedz, podpowiedź Kilku nawet jest pod koniec, chcą dobiec Ja, ja jestem wyżej jak śmigłowiec Postawić los na jedną kartę to jedyna droga A nie wykorzystać szansy to jakby przeklinać Boga Powiedz to w mieście, chcą mieć to szczęście W wojnie o pierścień, ja, a ja go wcale nie chcę [Hook: Nullo] /x2