Tołt - Kryzys w branży szarlatanów lyrics

Published

0 111 0

Tołt - Kryzys w branży szarlatanów lyrics

[Verse 1: Tołt] Nastąpił kryzys w branży bo idąc tą ulicą Zazwyczaj pękały mi bębenki, teraz jest cicho Żaden nie krzyczy, żaden nie chwali towaru Co drugi szarlatan zniknął ale będzie nazajutrz Wiesz, alejka zaszła mgłą tak gęstą Że nie zobaczysz straganu dwa kroki od niego będąc Ograniczony dostęp, idę na oślep Mija mnie muzułmanin z kobietą jadącą na ośle Pod latarnią stoją panie po ruskim szampanie Zrobią wszystko to, czego normalnie nie są w stanie Takich jak ja kręci się tam może z tuzin Podobni do mnie ale nie określiłbym ich mianem ludzi Dziś się nie kłócą o cenę Tępo patrzy ten, na którego nie bez powodu mówią: śpiewający menel Każdy jak w transie, w jakimś amoku Nurtuję mnie tylko ten szarlatan zachowujący spokój [verse 2: Tołt] Podchodzę doń, on na mnie patrzy Jakby domyślał się, że rozmowa nie będzie z gatunku tych łatwych Zaczął się rozglądać jakby szukając wsparcia Nikt mu nie chciał go dać, ot taki sarkazm Spytałem go kim jest w tym wariatkowie I czemu tylko w jego oczach widzę życie, widzę ogień Pogładził się po brodzie, wskazał zegar Który jako jedyny tutaj nie był na sprzedaż Nie odzywał się, prawdopodobnie nie mógł Lub wyznawał zasadę: poznaj mnie po moim milczeniu Zegar tykał coraz wolniej aż się zatrzymał On spuścił głowę przyznając, że to jego wina Eksperymenty, ci pieprzeni wizjonerzy Robią rzeczy, w które nie jesteś w stanie uwierzyć A co było potem? potem był chaos Może od innej strony ale tą historię wszyscy już znają