Szuwar - Zwykła historia za jednym razem lyrics

Published

0 247 0

Szuwar - Zwykła historia za jednym razem lyrics

Spróbujmy zarejestrować długą historię, bardzo długą Ty, posłuchaj [Verse 1 : Szuwar] Bo mówią ciągle do mnie - "Ty piszesz teksty" Nie wiem, zawsze myślałem, że kreślę siebie Raczej dlatego nie umiem odpowiedzieć Jak mówią "niezły", człowieku nie wiem Zaniedbałem swoją współpracę z systemem Zapomniałem co to clubbing, częściej mam wieczory nieme Uciska mnie mój plecak, chce Ci o tym powiedzieć Nie ukryłem tu żadnych przesłań, więc wersów nie dziel Frustraci i tak znajdą pierwiastek uprzedzeń Ktoś straci, ktoś odzyska pewność siebie Skąd mam wiedzieć? Chcę oddać punkt widzenia z tych siedzeń Czyli Piekło i Eden Powiem Ci teraz o moich drogowskazach Myślę o nich częściej niż o drinkach i plażach Myślę o tym, gdy pakuje bagaż Myślę o tym co się wokół mnie zdarza Ty Ziom, Ziom... [Verse 2 : Szuwar] Zaczęło się od kaset W szerokich spodniach brata, dobrze, że miałem pasek Znaki przyszły z czasem Później miałem już własne, za swoje, no raczej Nie było nocy, żebym nie myślał o tym tak Że ten na słuchawkach to właśnie ja W ogóle wiesz, zawsze miałem ten plan Nazwę, skład, jak miliony innych - fan Ospy wietrzne, różyczki, świnki Byłoby nieźle, straciłem słuch na trzy dni I pół na pół, że stracę go na resztę lat, mieśkow i tygli I byłem zesrany jak nigdy Ile miałem lat? Lady sięgały do ramion A na badania słuchu szło się z mamą Teraz mam okazję w tych kabinach nagrań stanąć Te od badań słuchu wyglądały prawie tak samo Czaisz? Nie dyskutuję już... [Verse 3 : Szuwar] Pierwsze teksty? Ostatnio kilka znalazłem gdzieś w szafce na dnie I myślę sobie - wariacik to byłem niezły Jak to czytałem pomyślałem sobie "no ładnie" Marzenia były coraz bardziej silne Pod koniec podstawówki myśli nie miałem już innej niż Pisać podwójne, kartkówki nie były tak pilne I ani na chwilę nie rozstałem się z filmem Ty, pamiętam prześmiewców moich marzeń Teraz pytają, czy są jeszcze egzemplarze I zawsze chciałem wrócić do domu i jak tatuaże Zapamiętać w głowie ich twarze Ty, Pierwszy nielegal jak pierwszy seks W kurwę sentyment, a czy się jaram - nie! Więc kolejny raz zacząłem widzieć coś przed snem Łącznie z kolorem jej oczu, jakie to słodkie, wiem Ta, tak, fajnie, ej... [Verse 4 : Szuwar] Liceum wspominać trzeba Traumę miałem tylko gdy piszczała kreda Pierwszy raz usłyszałem, że to mi chleba nie da Pokusy miałem w sobie nie w kolegach Przed snem widziałem siebie jak gram koncert A ziomkom co nie mają pożyczam, żeby weszli Moja dziewczyna mówi "Słonce wyszło, pierwsze tej zimy, może byśmy się przeszli?" Ty, ciągle zasypiałem przed czwartą I marzyłem, że mój rap robi rzeź, choć to nie hardcore Przedmaturalne kłótnie z matką Osiemnastki, orgazmy, cipki, alko Pisałem coraz lepiej, pod lepsze basy Dziwnie patrzyły dupy z mojej byłej klasy Miałem okładkę nawet, pracę o niskiej płacy O tym śniłem, dziś w mieście mówią że to klasyk Energia Membran, co? Ej, Maks nie poradzę sobie. Już mi kurwa duszno jest... [Verse 5 : Szuwar] Mało pamiętam po co, z kimś trafiłem pod jej klatkę nocą I on krzyknął, ona zeszła do nas I wierz mi, czułem, że mój film zamieni się w romans Gdy dzieliłem już czas na pracę, studia i dziewczynę A jak coś nie szło, na rap zganiałem winę Za tydzień miałem grać w mieście, byłem dumnym skurwysynem Wpadłem tam z nią z myślą, "A nie mówiłem?" Ja pierdole, chyba śnię Przed snem, taką miałem wizję, co nie? Ogólnie koncert skończył się niezłą fetą Ja i tak czułem że to jeszcze nie to Zbiliśmy piątkę, ja i ludzie, z którymi miałem minę Nie wybuchła, spaliliśmy jointa i tyle Oni mieli kanciapę, robili reagge i rapy Ja miałem swój album, mikrofon i statyw Ponagrywam, powiedziałem, że wyjdę jak skończę... [Verse 6 : Szuwar] Przyszedł dzień na jej łzy Spakowałem plecak, choć chciałem tu z nią być Małomiejski syf zamieniłem na ten większy syf Nie zdałem sesji przez tamten koncert, chuj z tym Nikt się nie cieszył w domu, jasna sprawa Jednak nie chciałem znów tych świadectw składać Mało dorosły ruch, lecz tylko jeden sobie sprawę zdawał Że wszystko się spełnia, się nie poddawać, tak Ten jeden to byłem ja, wśród tych co mnie kochają Rodzina, sztuka i Ci co ze mną piją i palą Na miłości pojawił się nalot Ja wciąż marzyłem, że nawijam z całą salą Związek na odległość, zazdrość z frustracją, leczyłem Polską Komunikacją Zaczynaliśmy kolacją, później seks i do domu, żeby zasnąć, ale było warto Kurwa, kurwa, chuj... [Verse 7 : Szuwar] Ziom ogarnął mi w korporacji tyrkę Zakładałem koszulę żegnając się z wyrkiem Wieczorami browar dzierżyłem za szyjkę I myślałem o niej, czy nam wyjdzie Ty, zazdrosny skurwiel, frustrat z flaszką Ona nie mogła tego znieść, nie tak łatwo Jeśli masz sztukę to weź odpuść jej ten hardcore Bo jeśli Cię nie zdradzi to odejdzie, sprawdź to Ty, po roku zacząłem nowy kierunek, czaisz? Nie czułem tego, chciałem żeby się odjebali Choć nie żyłem w zgodzie z samym sobą, biłem się jak Ali Z tym wszystkim, rap był gdzieś w oddali Pozornie ciągle myślałem tak jak kiedyś Jak miałem naście lat, że trzeba wierzyć Tak samo silnie, o tym ze żyje na kredyt Że ona odejdzie kiedyś i co wtedy? Nie ma przerwy, kurwa... [Verse 8 : Szuwar] Tak, wiem domyślasz się co nawinę dalej Zwolnili mnie, ona odeszła, chlałem Rzuciłem studia i wkurwiony stale Wróciłem do swojego gniazda i szlifowałem talent Bajman Sound EP, cieszyłem się jak pojeb Mieliśmy master za flotę, wódkę i przepoje Jakieś 40 koncertów, w ustach naboje Ciągle czułem że, "spoko, lecz to nie moje" Poznałem Maikendo lepiej Jego problemy, on moje, zajarałem się tym jak bity klepie Nie mieliśmy nic do stracenia przecież Postanowione, będzie solo, zostawimy coś na tym świecie Rodzinny biznes? Wpadał w grosz, nie powiem Koszule i biurko zmieniłem na budowę Bóg dał mi znać, choć nie było anielskiego chóru Lekarz mówił "Byłeś o włos od łóżka z marmuru" I dalej... [Verse 9 : Szuwar] Poharatana japa bez jedynek Gramy rap, a to jakby mi wstrzyknąć morfinę Dwa lata dały płytę, byłem dumnym sukinsynem "Obojętnie" long play,a nie mówiłem? Dokładnie tak jak widziałem to przed snem Jakieś pięćset osób odebrało mi tlen Zapierdoliłem koncert życia I wiem, że zrobiłem to co trzeba, to co dało mi sens Dziś wszyscy widzą we mnie chciwą bestię Bo gdzieś mnie słychać, po prostu Gdzieniegdzie i te koneksje Bezinteresownie ziom poznał mnie z jednym producentem Wszyscy mają jego płytę, myślę "nieźle" Ciągle wyglądałem jak z horroru, Ty I sprawiło to, że Łukasz dorósł Bóg mi pokazał, że nie wygląd daje ci bonus Miałem wszytko co chciałem i nie spuszczałem z tonu [Verse 10 : Szuwar] To do wszystkich, co chcą być tacy jak ja Uwierz, zostałem z tym prawie sam W sumie nie wiem, co by było gdyby nie Maik Mój człowiek, nasza historia dalej trwa W tej chwili siedzę przy biurku w jednej z łódzkich kamienic Maik tu mieszka, emigrant z Kozienic Mamy zamiar tym rapem swoje życie zmienić Jesteśmy kimś znikąd, najwyższy czas to docenić Moi rodzice nic nie wiedzą nadal i tak Myślą, że mi odbiło, że nie jestem świadom życia Moi ludzie, sam wiesz, praca, kobita Więc w świecie czystego rapu witaj Czuję, że czas spierdala. Myślę o studiach I może coś będzie z tą co wczoraj gadałem pół dnia Może będzie ze mną częściej niż przepita i wódka I może wreszcie zobaczę płytę na półkach [Verse 11 : Szuwar] Jeśli słyszysz to nie będąc z Kozienic To znaczy, że nam się udało nasz świat zmienić I raz na zawsze mogę wyjebać sennik Może jeszcze żyje, może już jestem w ziemi Ej, jedenaście zwrotek ode mnie na jeden raz Tym właśnie dla mnie jest rap To wszystko zdarzyło się, jak marzyłem przed snem tam Chcę ją mieć, chcę mieć rap, czy będzie? Myślę, że tak Ty, może wyczerpałem już limit? Może w ogóle nikt tego nie skmini? Nie wiem, może faktycznie jesteśmy dziwni, inni Dziś się gubię, mówią o mnie "zimny" Jeśli dotrwałeś do końca, to piątka To nie ilość, ale jakość mnie urządza Moja historia - zwykła, trudna, prosta 18 styczeń 2010 , Łódź, Polska Pierdole...