Szpalowsky - 100 Gwoździ Do Mojej Trumny lyrics

Published

0 354 0

Szpalowsky - 100 Gwoździ Do Mojej Trumny lyrics

Mnóstwo osób zadaje mi jakieś idiotyczne pytania Czy się boję śmierci? Jasne, że nie Dlatego nawinę te 100 wersów, a potem umrę Są dni, że wszystko obróciłbym w pył Hemofobia powstrzymuje mnie przed podcięciem żył Truman z Machiavellim we mnie bija się o każdy wers Upozorowane zycie czy już upozorowana śmierć Nie idę do raju, nie będę stać pod drzwiami Życie każe mi zaciskać pięści, mam je brać garściami? Każe mi iść śladami tych, którzy zaszli gdzieś Chryste! Lepiej zejdź mi z drogi i daj mi nieść Ciężar bycia sobą aż do ostatnich dni Spal mój akt urodzenia i testament, zostaw notatki mi Też mam zdjęcia królów na banknotach Lecz również zdjęcia w portfelu tych niewielu, których kocham I choć wiele było różnych wydarzeń miedzy nami Nie pozwolę, by ich twarze zamieniły się miejscami Sprzedawczyki poniosą cenę straszną Wyrokiem jest ukrzyżowanie na górze Rushmore Cztery strony świata, który w trzech wymiarach widzę Jak dwie ręce przed sobą, w których trzymam jedno życie Myślisz, że mam na sukces parcie Stoję z boku, a mogę pojechać po ulicy albo po asfalcie I bez tego mogę być w historii rapu rozdziałach Bez nagród, bracia Lumière nie dostali Oscara Nie polubią mnie ci, którzy wiodą tu prym Gdy to słyszą chcą być w mojej skórze bardziej niż Ed Gein Czasem boję się tego, że nie boję się niczego Bycia nadczłowiekiem wymaga ode mnie moje ego Pierdole tych, co mówią na darmo o sk**ach Gdyby nie Chester Carlson nie umieli by nawijać Raperzy nie skończyli się lirycznie Oni się nie zaczęli, pępowina okazała się być stryczkiem Każdy myśli, że ma sk**sy za mikrofonem Uzdolnieni wybitnie jak onaniści z parkinsonem Nie wierzę w żadne słowo, wszystko wydaje się śmieszne Aby odkręcić te ściemy potrzebne są im lata świetlne Prawda jest naga, o pomstę do nieba woła Nie oczekuj od manekinów by ubierały myśli w słowa Sterkobilina nie znosi gówna, które wydali Ono nie mieści się nawet w bristolskiej skali Mam dość melanży, na których każdy z nich bywa I tekstów o afrodytach co wyszły z piany ich piwa Dmuchane lalki voodoo z niczym pod czaszką Chłopaki wkładają w nie igły co sprawia ból ich matkom Nie obchodzi mnie, kto jest w podziemiu najlepszy Ja chcę pozostawić w cieniu cały układ słoneczny Przeminął już czas uliczników na pozór Świat należy do nich tylko, gdy trzymają w reku globus Kukułki zegarów dają najlepszy dowód Wyprą się własnych jaj nim zapieje policyjny kogut Oddadzą mi hołd jak królowi Henrykowi Nie polecą na mnie ich dupy, polecą ich głowy Zgubiony władca, któremu kobieta nie sprzyja Paź królowej wpływa na losy państwa to efekt motyla Ty! Emocji ode mnie oczekuj, wyłącz Verbę Jak kapłan Azteków chwycę Cię za serce Zasieje strach w twoich kręgach i to na dobre Plony będą nie z tej ziemi jak w amerykańskim Roswell Przyprowadź swoje crew, sprawdzę ich odwagę Dam radę, jak Gollob po całej bandzie pojadę Będąc szczerym prawdziwy ze mnie ekspert Bo przestawiam te litery tak, że zawsze otrzymuje respekt Kiedy wchodzę do studia jakbym wsiadał w batmobil Prawo ma tak długie ramię jak kłamstwo krótkie nogi Zapalisz literę G, a w moment się zjawię Bruce Wayne ma jokera w garści i asa w rękawie Rzucam wers, echolokacja jest użyteczna Napotyka hejtera, reakcja mówi o kompleksach Zamknięte głowy na hip hop z ambicją Znowu je otwieram i dotykam pustki jak Joe Simpson Mam szkielety w szafie, co meczą mnie o poranku Ale pierdole znajomych, co bawią się w nekromantów Sam nie wiesz, ile osób chce przebić Ci gardziel Ci co stoją i patrzą to sępy jak Kevin Carter Zadbaj o przyszłość, czy króliczka gonić warto Nie pytali o to Hugh Hefner ani Donie Darko Z życia korzystać trzeba sam to stwierdzisz Zgadnij, co ten pierwszy będzie robił na łożu śmierci To co politycy wiedzą o trawce jest żartem Jej wpływ mam w małym palcu, tym samym co Bob Marley Żadnych prochów, bądź spokojny w pełni Wódka jak Rosjanie, od wojny boją się białej śmierci Zbawić te scenę chce raperów co niemiara Łapią Boga za nogi, ksiądz dotyka ich po jajach Nigdy nie żartuję z Boga, bo nie jestem ponad Zgadnij, kto nosił kulę, która trafiła Lennona Rap daje mi wiarę kiedy piszę te słowa To kwestia niewyjaśniona, czy staję się jednym z pogan Niczym 16 sierpnia na 2 różnych drogach Rutkiewicz czy Wojtyła kto z nich był bliżej Boga Mieszkam w katakumbach tutaj obrałem azymut Idę do Mekki, wszystkie drogi prowadzą do Rzymu Jestem raperem z krwi i kości Kości zostały rzucone, więc to robię do ostatniej kropli Robię rap, wiec pytają mnie o moje osiedle Człowieku, ja mówię trzema językami biegle Nagrywam brudne taśmy, nie mam żadnego planu Przyszłości w necie nie daje mi żaden Nostradamus A ty gdybyś wiedział, że masz umrzeć za sekundę Co byś pomyślał, o tym jak będziesz wyglądał w trumnie? Robię to do śmierci, choćby słuchał mnie tysiak Lub do chwili, gdy będę jednym z tych których dissuję dzisiaj