Szad Akrobata - Na mnie warto zaczekać lyrics

Published

0 214 0

Szad Akrobata - Na mnie warto zaczekać lyrics

[Verse 1] Do kogo należy ta królowa? Do kogo należy ta korona? Dlaczego leży koło nas? Co to za logo na mikrofonach? Niewiadoma w tym równaniu Specjalizuje się w rzucaniu Czy w dukaniu, ej Głupio wyglądasz w tym ubraniu Się nie osikaj przy kucaniu To nie zawody w wyrzucaniu Tego samego nie szukam A czegoś bardziej wyszukanego w kraju Który nie kocha Samurajów Świat na pokaz jak w Dubaju Reprezentuje Balluci z raju, który nie zawróci jak w Dunaju Niewykonalne bieg zakłócić Plebs nawrócić w tym kazaniu Nie ma tam ludzi tego rodzaju, urodzaju A małolaty walą kraty Małolaty palą baty Zabalowani za mamy Zabalowani za taty Polega na tym Niejeden cham bogaty Brak aprobaty Tak po za tym Mają chaty pchają fanty Okupują bankomaty Jak owady, wiatrołapy Gada do ciebie Szad brodaty Rap roraty, akrobaty Przeładowuje automaty [Hook x3] Było blisko, kończę sieć Flow płynie wartko jak rzeka Mimo wszystko dobrze wiesz Na mnie warto zaczekać To nie fan co narzeka Jak to nie rap Choć ma przekaz, było blisko Mimo wszystko, to nie fart To ta przepaść [Verse 2] Pada deszcz, moknie rejon Miasto pachnie mokrą ziemią A cegły już się mienią Tą wilgotną czerwienią Pieniądz jest nadzieją I barierą, akwarelą Którą ślepy malarz przejął Los uśmiecha się złodziejom Co pod ziemią konspirują Bo tak by to Nordwid ujął Kombinują, kod spisują Motywują, flow szlifują Cichy sztorm szykują Swąd wyczują W oczy kłują Dają to co otrzymują Dobrze wiedzą o czym mówią Ci przesiąknięci dźwiękiem Od umysłu aż do ścięgien Widzą głębiej A czas się zatacza kręgiem Migoczące światło Kończy już włóczęgę Słońce znów usiadło gdzieś za widnokręgiem Być poetą, pisarzem, a może misjonarzem Miejsce beton, ich twarze, może się dziś okaże Naturalność tych skojarzeń Mimo wszystko blisko zdarzeń Po co mi nazwisko z gazet Blokowisko z ilorazem [Hook x3] [Verse 3] Lepiej z mądrym stracić Niż z głupim dwa razy zyskać Tutaj się dobiera braci Ta zasada jest nam bliska Nie zrozumie jej turysta Kwitnie na tych skupiskach Gdzie ziemia wyschła A deszcz pozdrowienia przysłał Coś do zrobienia dziś mam Zawitam w twoich myślach Droga śliska Na początku tak nie pizga Patrz pod nogi, kiedy błyska I zachowaj do niej dystans Są bowiem fragmenty Kiedy płacze nawet optymista Od tego można zwariować Tego nie można dawkować Tylko myśli i głowa I nie przestaję wirować Coś jakby dali ci towar Z kilku uderzeń kilofa To nie zawieszka chwilowa Samolot zaczął pikować Tu jedni skaczą I zobacz Kiedy tak patrzą w dół Myślą, że zgaszą ból Po to, by jak już stracą grunt Polecieć twarzą w dół A inni marzą znów Kiedy wychodzą na ten gzyms Że w końcu będą kimś A ja siedzę tu i myślę Jak to gówno spisać Chociaż równie dobrze mogłoby mi równo zwisać Jak to czy jest jutro dzisiaj Czy mi bóg to pisał W każdym razie coś tam było O bezcennych brudnopisach [Hook x2] [Tekst - Rap Genius Polska]