Stona - Gdybym (feat. Jazzy) lyrics

Published

0 103 0

Stona - Gdybym (feat. Jazzy) lyrics

[Zwrotka 1: Kedyf] A jeśli bym tak umówił się z nią na dziewiątą, na rendez-vous Podjechał w hatch-backu czy w kombi udał, że wkładam h*monto na handel tu Trzymam w garści co piątą, lepiej, co trzecią galerię Choć mamy tu dwie, ale moi jednoręcy bandyci i tak ustrzelą Jaskiernię Misternie knuty plan, odziany, obuty w szmal Tylko dziś wyjątkowo w dżinsie niech mi ktoś wciśnie zarzuty o szpan A gdybym ujął jej dłoń, ujął ją, roztaczając woń Armani Code A przy tym delikatnie zganił ją Za myśl, że tym co mają hajs, mają co chcą, zawsze przyfarci Zechce bym wchodząc w nią jeszcze bardziej ją skarcił A gdybym tak napomknął jak to zwiedziłem to i tamto W końcu Internet to też, a jakże, okno na świat A gdybym rzucił myśl, bądźmy dziś so crazy Wypierdolił w jeden wieczór całą swą pensję Potem spruty wrócił, otworzył drzwi zzuł buty Zajrzał do lodówki i koniec końców, wgryzł się w stół [Refren] Gdybyś, swoją miłość poznał innym dniem To co byś zrobił, żeby uśmiechała się Gdybyś, swoje szczęście miał przeżywać gdzieś Gdzie sny innym kolorem śnią się tylko w dzień [Zwrotka 2: MŁD] Gdybym nie zniszczył wtedy nas, dziś pewnie nie byłbym mężem jej Gdyby zmusiła mnie wtedy spierdoliłbym to pewnie, wiem Wszystko zazębia się, przyczyna jest i skutek też Dla kogoś, ktoś, coś, po coś, świat jakoś musi kręcić się Jest Ader, Zkibwoy, Kedy-Cat, MŁD, rap innowierców, siee Gdybym nie poznał tych ludzi, dziś pewnie nie byłoby tych wersów, e! Jeśli nie ztyrał bym życia w gównie młodych wilczków Starszy Brat by nie przemówił, nie doceniałbym dobrych chwil tu Jeśli jaj bym nie miał synku i podkulił w pierwszym starciu Pewnie przyjąłbym kolejne bomby znów i na czyjeś szczęscie patrzył Jeśli Śląsk to tylko z nią, jeśli nie, to nie mam marzeń Wszystko ma gdzieś własny sens, tak to widzę w każdym razie Nie chcę nawet o tym myśleć, gdyby zdrowia mi bracie zabrakło Z zielonego się zmieniło na czerwone nagle światłlo Albo w ogóle całkiem zgasło, wypluj to bo non stop martwią Się tu o nas, sercem jestem z żoną, siostrą, matką, one love [Refren] [Zwrotka 3: Kedyf] A jeśli bym tak zawziął się zarżnąć się, Wyspy welcome Ze smutną jaźwą się żalił bliskim w webcam Zwoził prezenty w święta, wódę mroził tylko od święta Choć żebym pod tym względem, kiedykolwiek był oszczędny nie pamiętam Kupiłbym działkę uzbroił ją, stwierdził: tu stoi mój dom Wykopał oczko wodne, jebnął z Efjotem i Tomoczką goudę Gdybym tak kozła rzucał, szajs, że się lepiej pozbaw płuca Stawiałbym hawir na wzgórzu bawił się, jak burżuj Jakby tak wyszło z szamą miałbyś do czynienia z kryptoreklamą U Kedyfa zjesz smacznie i tanio, w czwartki grają w hołdzie polskim nagraniom Co piątek west, w sobotę south, byś wszedł w weekendowy rausz Wziąłbym za dobrą monetę każdy kształt Nie jestem eurosceptyk jak Vaclav Klaus Gdybym tak rzucił się w wir, żył dla koncernu Kłócił się z tym lecz co rano mówił serwus ścierwu Się nie rozdrabniał i zrobił sos, jedyny anagram tego słowa to sos Wątpię czy bym nagrał jeszcze coś, kieszenie bym napchał a może i nos [Refren] [Zwrotka 4: Zkibwoy] Co gdybym na loterii genów wylosował inną skórę Albo jakiś kraj do dziś trapiony przez komunę, ah Myślałbym albo wyfrunę, albo umrę i zamiast świateł Widział tylko tunel i stanął w tłumie z ładunkiem na klacie Gdyby buddyści mieli rację byłbym potem kotem kiedyś Zbierał słońce na pysk czekał aż księżyć pokryje rewir Nocne eskapady, esencja wolności i nieładu Zorientowany na sukces, tłuste owoce dżihadu Czy musiałem poświęć rok czy dwa na życie w garniturze By zyskać pewność, że na bank bycie szczurem jest głupie A gdybym uderzył w artyzm, narcyzm, poświęcił się sztuce Obciślaki kontra baggie, żeby podkreślić swój sztucer Gdybym poprzestał na wierszach, nigdy nie nastąpił mic check Nie złapał życia za rdzeń, wymyślałbym świat jak Marvel Wybrałbym piękno nad prawdę lub jakąś techno szajbę Jest jak jest, cieszę się, sieee, wiem, że to ogarnę (tak jest) [Refren]