Mają zmarli w niedzielę ten pośmiertny kłopot, Że w obczyźnie cmentarza czują się - bezdomnie - A lubią noc tę spędzać popod mgłą lub popod Wiecznością, co się w jarach gęstwi nieprzytomnie. Maria z Bzówka - wygody wspomina izdebne, Słońce - w łóżku, wiatr w sieni - i ogród macierzyn, Gdzie było tyle w radość uchodzących ścieżyn, A wszystkie takie - trafne i drzewom - potrzebne!... Żebrak, co się zadławił na śmierć krztyną chleba - Kijem niegdyś wędrownym obłędnie się babrze W nieodgadle błękitnym - pełnym Boga - chabrze, By zeń dla snu wiecznego wydłubać - źdźbło nieba, Mnich, co po to byt ziemski tłumił bez szemrania, By pędzić żywot wieczny w sposób nienaganny - Kreśli palcem na próchnie list do panny Anny Życząc rychłego w kwiatach - zmartwychwstania. Panna Anna udaje, że jest - w bezżałobie I biorąc na kolana młodą mgłę - pieszczochę - Ukradkiem z pajęczyny tka zwiewną pończochę Dla brzozy, co tkwi boso na kochanka grobie. A opodal - mniej więcej naprzeciw rozstaju, We fraku bezrozumnie skąsanym przez szczura, Na czele kilku cieni żeńskiego rodzaju Nieboszczyk Madaleński - prowadzi mazura. Mają zmarli w niedzielę ten pośmiertny kłopot, Że w obczyźnie cmentarza czują się - bezdomnie - A lubią noc tę spędzać popod mgłą lub popod Wiecznością, co się w jarach gęstwi nieprzytomnie.