Sokół i Marysia Starosta - Wyblakłe Myśli lyrics

Published

0 205 0

Sokół i Marysia Starosta - Wyblakłe Myśli lyrics

[Refren: Sokół] Mam myśli białe jak ja Myśli wyblakłe, jak mgła Wyblakłe jak biała flaga, którą niosę Jak kropla wody w mleku Albo przezroczysty proszek [Zwrotka 1: Sokół] Tak, to bylo nocą On miał torszyny z bazaru, a ona plastikowe perły od Bułgarów Fakt, miał dobre oko Kamieniem, co z trotuaru wypadł Rzucił go z Wiślanych Bulwarów To wtedy otóż Witek Mokotów Rozpoczął od przyjęcia tym kamieniem w łeb pasmo kłopotów Witek koszulę miał jak Pan, jak dziś pamiętam Połysk z epoki Gierka, właściwie nie wymięta Padł, a mały gnom, brzydki Kazek szybko mu zdjął koszulę tą I przetańczył z Lidką parkiety wszystkich melin mu nieobce były Poróżnił się, wyjechał z dyni i usunął tryby Jak w mordę strzelił było to w '90, miałem 13 lat Pod trzynastką mieszkał Chrobry Okna miał od południa No i ten plakat wyblakły do połowy Resztę zasłaniała szafa [Refren: Sokół] [Zwrotka 2: Sokół] Tak, tam było jasno Dwa lata starsza ode mnie Była sąsiadką, widywałem ją codziennie Miała ten wzrok warty milion dolarów I to coś - smutny spokój I nie mieliśmy na nią czarów Czarny to był ten cios, co wyłapał Witek Starszy dwadzieścia lat, kamień przyjął wprost na klipę Widziałem go, podbiegł on, kat brzydki Kazek Minęło tyle lat, ja pamiętam wciąż obrazek Kop na lico prolongował w Witku przerwę A Lidkowy liść ugruntował w niej dyskrecję Noc była sroga, zabrał ją jak jaskiniowiec Z koszulą z Rembertowa i całym Witkowym zdrowiem Pamiętam z Chrobrym jaraliśmy siuwaks w oknie I przycięliśmy ją jak tak w strugach deszczu moknie Deszczu Strugi wtedy jeszcze nie poznałem Ten plakat u Chrobrego do połowy był z Van Dammem [Refren: Sokół] [Zwrotka 3: Sokół] Tak, tam było zimno Witek nie płacił już za nic Kolejny miesiąc wódę w ryj lał z koleżkami Opary stearyny, skaczące cienie A Kazek od sprężyny pocharatał przyrodzenie Do dziś nikt nie wie, dlaczego akurat z nimi Mogła każdego mieć, a pili, bili i gwałcili Przy roztopach nadeszła zmiana pokoleń Wjazd z kopa, bo chłopak nasz stracił rower Na tym rowerze woził p**nosy na Skrę Z bratem nimi handlował, do forsy wciąż ma łeb Jak wjechaliśmy, leżała na wersalce Bez majtek, ze stanikiem, gin z tonikiem miała w szklance Gin z butelki nie spełnił Lidkowych marzeń Zabrała z nimi ją zbiorowa śmierć w autokarze U Chrobrego byłem, jest wciąż w uderzeniu Wyblakły Jean-Claude przypomniał mi o tym zdarzeniu [Scratch: DJ Eprom] [Tekst - Rap Genius Polska]