To spadło na nas niespodziewanie. Wieczorem 18. października wszyscy zawodnicy Aptaunu przeprowadzili skoordynowany atak na mój wall na Facebooku. Po pierwszej myśli, że gdzieś musi teraz stać jakiś biedny samochód bez kół (i drugiej, żeby sprawdzić, czy nikt z wytwórni nie wystawia po cichu na Allegro "ledwo śmiganego" kompletu opon zimowych) rozpoczęły się spekulacje... Posse cut, producencka płyta od wytwórni, jakiś wyjątkowy feat??? Wszystko wyjaśniło się nazajutrz - Wielki comeback. Po długiej nieobecności grę zaszczycił swą osobą Pyskaty, który po drodze do kolejnego albumu zrobił sobie pitstop w postaci rozpowszechnionej za darmo epki. Zaczynamy patetycznie - w tytułowym kawałku "PitStop" beat EnZU, który na całości materiału (poza bonusowym kawałkiem) odpowiada za mix i mastering jest idealny pod mowę zagrzewającą do walki. We wstępie sam Rocky Balboa poucza syna, że nie ważne w życiu jak mocno potrafi się uderzyć, ale ile razy potrafi się wstać po nokautujących uderzeniach od losu. Przemowa siada idealnie na tym beacie. Żeby nie zostawiać miejsca na jakiekolwiek niedomówienia Pyskaty dodał tu jeszcze zwrotkę, która zapowiada powrót w wielkim stylu. Kilka numerów z epki krąży wokół motywu wewnętrznej walki jaka toczy się w artyście. Gorzkie "Rzuć już to" daje obraz tego jak wiele artysta musi poświęcić, a "Akrofobia" tego jak niszczycielski może okazać się sukces. "Mateusz" daję więcej nadziei - co prawda rap-gra w Polsce to bagno, które mało komu zapewnia profity, ale ponad nią jest coś większego - muzyka. Gdyby jej zabrakło nie byłoby nas teraz w tym miejscu... Dlatego Pyskaty wierzy, że mu się uda. Mój ulubiony kawałek z epki - "Clark Kent" w połowie także oparty jest na emocjach artysty. Kluczowe znaczenie mają tutaj słowa "w połowie". Utwór ten to bowiem majstersztyk jeśli chodzi o formę. Pyskaty, który pokazał wcześniej m.in w kawałku "S.A.L.I.G.I.A." że ma głowę do zabaw z formą wjeżdża tu z dwoma podmiotami lirycznymi. Co ciekawe jednym z nich jest fan zawiedziony zachowaniem swego idola - mocno autokrytycznie. Po chwili jednak już ze "swoich butów" odpowiada na argumenty "fana". Wyszło to genialnie. Zamknięcie utworu frazą rozpoczynającą (incipitem) nadaje zwrotkom charakter lustrzanego odbicia. Pozostałe kawałki dodają materiałowi różnorodności. Zaskoczyło mnie, że spodobał mi się motoryzacyjny kawałek "Szyby w dół" - normalnie odbijam się od takich produkcji, ale beat Ariela zrobił robotę. Miło też wiedzieć, że są raperzy, którzy znają znaczenie słowa pleonazm - przydatna w zawodzie wiedza ;] Muzycznie jest różnorodnie. Znajdą się i podkłady, które siadły mi mniej, jak i takie, które kupiły mnie od pierwszych dźwięków (vide wspominany beat Ariela, czy mój ulubiony "God daaamn!" od SoDrumatica). Technicznie Pyskaty nie schodzą poniżej swojego wysokiego poziomu - zmiany tempa i akcentowania sprawiają, że każdego beatu trzyma się jak Hamilton toru. Nawet śpiewana wstawka w "Mateuszu" była dobra. Jednak tym co we mnie wzbudza największy podziw, to jego flow - sączy w słowa odpowiednią mieszankę wkurwu, sarkazmu i absolutnej pewności siebie. Gdybym po usłyszeniu nawijki Pyskatego miał opisać go jednym słowem użyłbym rzeczownika sk**wiel - w najpozytywniejszym możliwym znaczeniu. Zbierając to wszystko - PitStop to dobry materiał - nie taki do którego po latach będziemy wracać, ale taki, który na tę chwilę każe oczekiwać na longplay i wierzyć, że w przyszłym roku Pyskaty mocno namiesza. Za podsumowanie najlepiej posłuży jego dialog z fanami na Facebooku: [P] - Jak ktoś ciekawy, to naniosłem obiecane adnotacje do numerów z "PitStop". [F1] - co ty tam robisz:O [P] - tłumaczę się ... [F2] - winny się tłumaczy [P] - winny? chyba kozackich wersów. Zgadzam się w 100%