Profeat - CHXNC3 lyrics

Published

0 164 0

Profeat - CHXNC3 lyrics

Puk puk Ha Puk puk, to twoja szansa Puk puk, to twoja szansa, weź ją stwórz Wyznaczamy trendy choć widać, że czegoś nie czają tu mocno Wciąż pite za błędy, może nareszcie się uda pochwalić trzeźwością W tej materii ilość przewiniętych pętli jest pieprzoną cząstką Czas rozpędzić pomysły jak protony by zderzyć je z rzeczywistością Kierunek pod prąd Szkoda czasu na normalność i nudę Łykają tą monotonność jakby była jedyną opcją. Ci ludzie Nie czają, że nie są skazani na życie w znoju i trudzie na starcie Nie mówię obijaj się, tylko że zawsze są jakieś gałęzie nad bagnem Chwytaj nim wpadniesz - prosta zasada jak z mydłem za kratą Wiedzą, że życie jest śliskie, ostrożnie, mimo to ciągle nie łapią Non-stop głodny świeżych opcji. Nienasycony jak zombie Apetyt rośnie mi w miarę jedzenia więc domagam się stale większych porcji Pieprzyć pościg, jaki ma to sens gdy są wszyscy za tobą Wyprzedziłem dość ich, nie będę się wkręcał jak pies co goni swój ogon Robię to z głową I w perspektywie całkiem nieźle widzę typie Szkicuję te plany dokładnie i rzucam linijki Wkurwiony architekt (Wkurwiony architekt?) Puk puk, to twoja szansa Puk puk, puk puk Puk puk, to twoja szansa Weź ją stwórz W ciągłej pogoni jak Małolat z Ajronem Czasem sobie zwolnię Tym nieukom robię nową szkołę Zaliczają progres Nie tracę czasu i tyram jak w maku, na głębokim tłuszczu wysmażę w chuj tracków Szykuję syte porcje Znowu zgłodniałem więc pozjadam łaków na raz Jak przekąskę W ciągłej pogoni jak Małolat z Ajronem Czasem sobie zwolnię Tym nieukom robię nową szkołę Zaliczają progres W chuju mam wszystkich zawistnych skurwieli, znów gestykuluję jak Kozakiewicz Wszyscy się pierdolcie Możesz powiedzieć o mnie, że jestem oziębły ciągle ale przytulę tę forsę Znów śmieję się na głos gdy słyszę przechwałki tu typów bez gustu Te tracki - nie łykam ich łatwo jak laski bez naturalnego biustu Bez naturalnej zdolności w mózgu jak oddzielać ziarno od plew Rzucam flow na żyzną glebę by wyrosło wreszcie to wyżej od drzew My kruszymy je wbrew chorym zasadom co panują tam w dole Bo chcemy się wznieść wyżej i wyżej by na lajcie objąć koronę Spod ciężkich powiek wyłania się obiekt jakbym tutaj błądził we mgle Typy zmuleni jakbyś na starym Pentiumie chciał włączyć HD Zanosi się chyba na deszcz. Znowu widzisz gęste chmury wokół Choć z natury spokojny czasem też rzucam pioruny Stąd ten błysk w oku Duży spokój, siedzę sobie z boku na luzie i obserwuję ten bieg Wyścig szczurów. Wyścig bezmyślnych knur do koryta popęd Dookoła dużo zer, czuję się jak w Matrixie - dziwnie strasznie Morfeusz chyba podrzucił mi pikse bo widzę binarnie Ja sam jeden, zero, zero. Same zera dalej Chcę konkretnej kwoty dlatego przed nimi staję W ciągłej pogoni jak Małolat z Ajronem Czasem sobie zwolnię Tym nieukom robię nową szkołę Zaliczają progres Nie tracę czasu i tyram jak w maku, na głębokim tłuszczu wysmażę w chuj tracków Szykuję syte porcje Znowu zgłodniałem więc pozjadam łaków na raz Jak przekąskę W ciągłej pogoni jak Małolat z Ajronem Czasem sobie zwolnię Tym nieukom robię nową szkołę Zaliczają progres W chuju mam wszystkich zawistnych skurwieli, znów gestykuluję jak Kozakiewicz Wszyscy się pierdolcie Możesz powiedzieć o mnie, że jestem oziębły ciągle ale przytulę tę forsę