Piotr Górski - Podwórka pytają kiedy płyta - Recenzja lyrics

Published

0 137 0

Piotr Górski - Podwórka pytają kiedy płyta - Recenzja lyrics

"Podwórka pytają kiedy płyta" jest pierwszym od ponad roku wydawnictwem Alkopoligamii, którego nie kupiłem w preorderze. Miałem pewne wątpliwości, czy płyta debiutanta wbije się od razu na poziom, który reprezentuje reszta wykonawców z tej wytwórni. Ponadto premiera miała mieć miejsce w dniu wyjazdu na Kemp, więc dołożyły się względy praktyczne. Po warm-upowym koncercie uznałem, że o zaniżaniu poziomu mowy nie będzie i mimo, że nikt nie zachwycił mnie w takim stopniu jak Zetenwupe postanowiłem, że "Podwórka..." mają pewne miejsce na mojej alkopoliganicznej półce. Idę więc na stoisko przy którym sam Lehu wali shota i kupuję (pozytywnie zaskoczony festiwalową ceną). A skoro mamy już background, czas przejść do rzeczy... Już pierwszy, tytułowy kawałek na bicie Lanka ustawia poprzeczkę mniej więcej w tym miejscu, gdzie przeskoczyły ją płyty Knapa, czy Karwela. W kolejnych kawałkach Leh udowadnia, że mimo krótszego stażu nie odstaje wcale od kolegów z wytwórni. Mes po raz kolejny pokazał, że ma ucho do talentów i szósty zmysł w tych sprawach. Drugi kawałek (mój ulubiony) - "Dorosłość" jasno pokazuje, że płyta to istny eliksir młodości. Niezmiernie się cieszę, że pojawiło się pierwsze pokolenie raperów młodszych ode mnie. Wreszcie mogę oddawać się nostalgii przy takich kawałkach, zacieszając, że młodzi mogą robić takie kawałki, bo nie są jeszcze zmanierowani życiem kierowanym obowiązkami i kompromisami z konieczności. Mogę słuchać refrenu z tego kawałka w nieskończoność. Wreszcie rapowy odpowiednik "Nie dorosłem do swych lat" Kultu. Wątek niepokornej młodości przewija się w wielu kawałkach na płycie. Polecam zwłaszcza "Boisko" z masą świetnych koszykarskich przenośni (szok, że nikt do tej pory nie wpadł na pick'n roll...) i oczywiście czysto nostalgiczny "Pierwszy raz" z Mesem i Rybasem. Dla tych, którzy spodziewali się czegoś w stylu "Wet Dreamz" J. Cole'a, miła niespodzianka. Mamy tu kilka pierwszych razów i różnorodność tematów doskonale zrobiła temu kawałkowi. Ale nostalgia to nie wszystko, co ten debiut ma do zaoferowania. Warto sprawdzić jak Lehu poradził sobie w braggowych klimatach w kawałku "Bruce Banner", czy w krytyce dzisiejszej polskiej rap gry z pierwszej zwrotki kawałka "Wojciech Mann", którą raper wykorzystał już wcześniej w cypherze przy okazji tegorocznych Młodych Wilków Popk**era. Nie zabrakło tu też wielu nawiązań do ulubionych używek - w tym temacie polecam numer "Obie dłonie zajęte" Nie wypada się tu nie odnieść do technicznych możliwości Leha. Po pierwsze - kupuje swoim flow. Mimo, że słucham olbrzymich ilości rapu z każdego kontynentu i z każdego czasu od momentu powstania tego gatunku muzycznego, dalej mogę znaleźć niespotykane flow i jest to czymś pięknym. Co do zagrywek technicznych wachlarz jest dość szeroki. Obiecuję, że nikt się tą płytą nie będzie nudził. Zamiast rapować wszystko na jedno kopyto, Leh idealnie dostosowuje tempo, a nawet akcentowanie do muzyki. Wystarczy przesłuchać dwa pierwsze kawałki, żeby to stwierdzić. W pierwszym zaskoczył mnie rapując pierwsze zdania mocno w stylu Pyskatego, w drugim tym, jak świetnie jego głos leży na bicie (zwłaszcza w podśpiewywanym refrenie). Muzycznie nie można się do niczego przyczepić. Są i kawałki szybsze i wolniejsze, zarówno oparte na bębnach, jak i na fajnej sekcji dętej. Co w tym temacie najważniejsze, w każdym kawałki muzyka i rap są do siebie idealnie dopasowane. Żeby móc napisać coś o muzyce, musiałem przesłuchać płytę specjalnie w tym celu. Przy normalnym odsłuchu tworzy tak idealne tło dla słów, że nie zwraca się zbytnio na nią uwagi - po prostu idealna synergia. Wyjątkiem są fajny gitarowy skitt, który robi za interludium płyty zagrany przez Buca i outro w wykonaniu Kierasa. Na płycie producencko udzielili się Lanek, Wrotas, Secretrank, Nerwus, Bonny Larmes, Skubi, oraz sam Leh, który wcale nie wypadł na tym tle gorzej niż reszta. Za gitary odpowiadają Bucu i Kieras. Podsumowując: Jeśli za oknem świeci słońce, jest weekend, masz w ręku piwko, lub jointa, ta płyta jest tym, czego ci do absolutnego szczęścia brakuje. Niezwykle pozytywna, luźna, nostalgiczna produkcja... Nie znajdziemy tu objawionych mądrości, ani poetyckich tekstów. Znajdziemy za to kolejne ucieleśnienie przesłania LOVEYOURLIFE, czyli wszystko co w końcówce lata do muzycznego życia potrzebne.