Peja - Na dnie... lyrics

Published

0 48 0

Peja - Na dnie... lyrics

[Intro] Żeby nasz rap nie zginął żeby się szczęśliwie żyło żeby znowu było miło żeby wszystko się skurwiło [Verse 1] Wiem jak to jest być na dnie, to nie brednie Finansowy krach, życie biedne plus słabości Substancje chemiczne, sporo gniewu i złości Życie na diecie, dieta z kości na ości Tak było za dzieciaka, w domu niejedna draka W podartych łachach, bez perfekty haka, haka Myślę przyjdzie taki dzień, że pokonam przeciwności Wyjdę na ludzi, się odbiję, już nie pościć W ciągłej gotowości by ten stan rzeczy odmienić Zdobyć więcej przestrzeni i spokoju, życie cenić Wiem jak to jest gdy na niczym nie zależy żyjesz bo żyjesz, tak naprawdę wciąż leżysz A ci co przechodzą wciąż cię kopią żeby dobić Arzeba mieć w chuj odpowiednio silnej woli I powoli do przodu bez niczyjej pomocy Wciąż sam jak palec, zaciąg chcemy lepiej pożyć Chcemy cos stworzyć, zawsze odbić się od dna Rap gra, która wciąga, która dobrze nas zna Bo my znamy ją, na mic'u zaciskam dłoń żyłka pokrywa skroń i gardło, wyższy ton Wydobywam z siebie Eazy-E już po pogrzebie I ja też 3W w niebie, ja tego nie wiem Ale jedno wiem na pewno z tego dna wyjdę sam I pierdolę złą przeszłość, robię rap, a nie chłam [Hook x2] Czy chcesz choć przez moment Poczuć się jak to jest być (na dnie, na dnie) Czy chcesz choć przez chwilę Być tam gdzie oni są? (na dnie, na dnie) [Verse 2] I minęło kilka lat, pełno ludzi, więcej szmat Przebyłem drogi szmat odmieniony na bogato życiowy maraton, w tym biznesie wciąż na ostro Jeden pięć działalności pod prąd jak na prosto Złe i dobre strony, złego dobre początki Hardcorowe wątki, a on smutas wątpi W swój talent, powołanie, czy brać za to pieniądze Rozgrzewać skrywane rządzę, mówię dobrze czy błądzę? Wszyscy są mili, kurwa od tej pamiętnej chwili Mieli nas za debili, teraz w dupę chcą całować Dziewczyny chcą się kochać, ziomków mam już całą masę Kto prawdziwy przyjaciel? tego dowiem się z czasem Jestem rapu asem jak Grzechu, pozdrowienia Pierwsze joy'e i syf, czasy nic się nie zmienia Słaba ocena, nigdy samoocena Mocne liryki, sporo krytyki Okropne nawyki, pod prąd całe życie Jeszcze krok i na szczycie, mówiłem zobaczycie [Hook x2] [Verse 3] Siedem lat tłustych, nowa era rozpusty Kończy się zero szósty, a ja dna sięgam ponownie Wraca masa złych wspomnień, od których nie ucieknę Z porytym deklem mam jazdy, nie wymięknę Rap gram przebiegle, całkowicie wypalony Gdzie ziomy moje są? Kurwa gdzie są moje ziomy? Temat numer jeden to z kim byłem i co brałem I, że się załamałem, presja miażdży doskonale Spiskowe teorie i to, że paranoje Mam w sobie od zawsze, jestem czub, a jakże Noszę ten ciężar, popularność to gówno Cena za lepsze życie? pierdolę to, gram w studio Punk Rock jak chuj, miazga jak CD Nancy Nie Blake z Dynastii, tylko zły z miasta gniewu W oczekiwaniu mego własnego pogrzebu Nie zginę w cieniu, raczej w świetle jupiterów To kolejnym pretekstem, ten rap jak bułka z masłem Z definicji Pener kojarzony z tym miastem Nierozerwalnie i nieban*lnie Pizgam centralnie, zrobię awarię Sam z tego wyjdę jak zawsze, wiem, to pewne To dla wszystkich tych, których życie jest piekłem [Hook x2] [Tekst - Rap Genius Polska]