Peja - Śniadanie Mistrzów 2 lyrics

Published

0 53 0

Peja - Śniadanie Mistrzów 2 lyrics

[Refren] To ciebie rusza, w tym jest dusza Wiatr przewraca kartki naszego scenariusza Dziewięć muz Homera ociera łzy, się wzrusza Akt II dramatu, na rany Chrystusa To nasze flagi na 8tysięczniku Stóp naszych ślady widziałeś na Księżycu Jest trochę bragga, ale większość o życiu W czasach kryzysu - Śniadanie Mistrzów [Zwrotka 1: PiH] Nie musiało się udać, mogło być od drugiej strony Na wysypisku śmieci przerzucałbym opony Przyszłość z kryształowej kuli - nie byłem jej pewien Wiedziałem - nie ty - to ktoś zrobi to za ciebie Do życia z szacunkiem, nieraz ze skruchą Nikomu nie jest obiecane jutro Dlatego do ludzi wyciągnięta ręka I miejsce przy stole, niezależnie od święta Moja ewangelia, nie mów że nie wiesz Dryfowałem na tratwie konsumując sam siebie Mnich w świątyni wersów, pustelnik od lat Nieraz było tak, że z tuszem mieszała się łza Nie pisze o tym żaden lajfstajlowy szmatławiec Jak idąc przez życie stajesz butem na grabie A czas się nie waha, zapierdala dalej Amen! Tak się skończy ten różaniec Za mną jak z horroru, chciwych twarzy tłum Mama mi mówiła, jak się wspinasz nie patrz w dół Ta sama nić, szpagat cudzej zawiści Zszył nasze losy, na skórze szwy i blizny Pamiętam pierwszy bit, pierwszą sesję, pierwszy wers Jak pierwszy śnieg, jak pierwszy seks I to jak tłumaczyli mi, że muzyka To tylko spacer naiwnego lunatyka [Refren] [Zwrotka 2: Pezet] W Polsce nie mamy pełnych kont, gdzie jest 6 zer 24-calowych felg w naszych Escalade Ale jest to szczere co robię, fake MC's sieją hejt Wrzucą to na Kwejk znów i zmierzy to Facebook Bóg jeśli jest to sam oceni Ja jestem tu choć mówili mi, że jesteśmy straceni Ślady moich stóp tam, gdzie ulic bruk Znają brud tej ziemi, możesz mieć ten hajs, ale chuj się zmieni Znów, to nie jest tak, że nie mam blizn Plus chcesz zmierz też puls i wtedy przemyśl Jestem mistrzem, bo kiedy łapię za majka niszczę Black belt, Michael Phelps nickname Bo kiedy piszę wers, to jakbym na ośmiu tysiącach patrzył w niebo I jestem mistrzem, bo zawsze jestem lepszy od poprzedniego I tu nie o to chodzi, żeby pić Grey Goose i żreć fest Bo wiem, jak to jest być złym i mieć niebieskie oczy też... [Refren] [Zwrotka 3: Peja] Obecnie w moim życiu nie ma miejsca na cierpienie Zapisałem wiele bitów emocjami nadaremnie Złe emocje były we mnie, dzisiaj to przeszłość Zawsze możesz stworzyć lepszy świat, wbić kutasa w piekło Surowy realizm kontra twój libertynizm Możesz nie unieść ciężaru występków, gdy tak zło czynisz Na uśmiech się silisz, z wielkim trudem dusza płacze Przegrywasz swoje życie, kłamstwa, kace, rozpacze Dziś na problemy patrzę z nieco innej perspektywy Uczę się na cudzych błędach, żyję w prawdzie nie na niby Nie chcę bohatersko zginąć, jak osławionych 300 Druga część, Pihu, Peja, Pezet, Śniadanie Mistrzów To nie sztab kryzysowy, bo trzem królom się powiodło Dla nas Wall Street, Manhattan, kiedyś Black Wall Street w Compton Podpisali pakt o nieagresji ci ze słabszą formą Plucie jadem na pionierów, to stało się już normą Posiadam dar nadziei, jak Wielki Gatsby Wciąż podążam za zielonym światłem, nadal stop nędzy Tu nocna zmiana bluesa pełni dyżur pod sklepem Czasem zajrzę do dawnego życia – niby jest w dechę Niby najlepiej, brak rozterek, też bym chciał Wyjebane mieć na wszystko jak przed tym Leslie Chow Taaa, Śniadanie Mistrzów 2 Aha... Goodbye, Adios! Ciao! [Refren]