Peja - Panie lyrics

Published

0 96 0

Peja - Panie lyrics

[Verse 1] Proszę wybacz mi wszystkie te szalone dni Tyle krzywd wyrządzonych, przez to wszystko mi wstyd Przyrzekałem, że się zmienię, poprawię, będę dobry Nie do końca przegrany, na wiele złego odp**ny Jestem typem straceńca, który chce rozgrzeszenia Wiele mogę pozmieniać, często brakuje siły Wsparcia, poparcia, wiem, że istnieje szansa Nie przywykłem do różańca, choć potrafię być pokorny Podobno jestem zdolny, nie chcę tego zmarnować Życie chcę szanować i wiem jak się zachować Nie chcę później żałować, gdy przyjdzie się pożegnać Życie podsumować, nie chcę mego życia przegrać Się zarzekałem, że to żadna możliwość Przeklinałem, przeklnę - zdradę, biedę, chciwość A wspierałem, nadal wspieram tych, co bez zmian w potrzebie Bezinteresownie, nie chcę za to żyć w niebie Wracam do sentencji, że życie błogosławieństwem Ale jak inni cierpię i tu nie chodzi o materię I wiem, że zanim zwiędnę mogę czegoś dokonać Jak wyjść na prostą - orać, tylu ludzi wciąż błądzi I ci głupi i mądrzy psują co dzień dar życia Na świecie, który często jest piękny i zachwyca Zadziwia nas ludzi, fascynuje swym pięknem Jestem zwykłym śmiertelnikiem co obcuje wciąż piekłem Już tu na ziemi, co zrobić by to zmienić Z dnia na dzień się uczę jak innych pracę cenić Szanować ludzi, często muszę się natrudzić By nie wybuchnąć gniewem nie wiem czy mam potrzebę Być wrogiem i czy w niebie znajdzie się tam dla mnie miejsce Wiem, mam podłe serce, los mnie nie oszczędzał I dlatego mam wrażenie, że jestem typem bez serca Nie powiem, bądŹ jak klęknę chyląc głowę bardzo nisko Nie raz krzyżowałem rękę, znam święte pismo Lecz pytam cię - to wszystko? tu gdzie głód, śmierć tak blisko Morze wylanych łez, czy ty o wszystkim wiesz? Pyta cię zwykła wesz, wielu rzeczy świadoma Jak kłamię niech skonam, tu jest Sodoma Gomora Jak mam w sobie pokonać mego własnego demona? Który, ściąga mnie na dno, osacza mnie już dawno Zawładną mą duszą, wiem, nieczystości kuszą Dobre alternatywy szybko znaleŹć się muszą [Scratched Hook] ...Idź z Bogiem, Boże pomóż mi, idŹ z Bogiem... ...Idź z Bogiem, Boże pomóż mi, idŹ z Bogiem... ...Boże pomóż mi, z Bogiem, pomóż mi, z Bogiem... ...Idź z Bogiem, idź z Bogiem, Boże pomóż mi... [Verse 2] Być uduchowionym, czy mieć pociąg do mamony? Pieniądz bogiem tego świata, tak pomyśli tylko chory Lecz wielu tak myśli, zbyt wielu epidemia Zbyt wielu nie ma zasad i skrupułów i bez cienia Zażenowania jeden drugiemu zasłania Upragniony cel, oto ludzkości dramat Priorytet to konsumpcja, to świat umarłych dusz Widzę co rusz tych co nie czują trwogi Plują na ubogich, którzy są tak bogobojni Panie, bądź dla nich hojny, o mnie też czasem wspomnij Dziś już nikt nie poluje tylko po to by przeżyć Zaostrzone apetyty psują ludzi niestety Tak niedoskonały jest śmiertelnik, czy wiedziałeś? Czy do życia powołałeś ten kolejny gatunek? Bym ja go musiał nazwać, że to zwierzę w ludzkiej skórze Znaczna część to tchórze, kolejna - zwyrodnialcy Są ich całe masy, podzieleni na klasy Czy słyszysz te hałasy, te masowe protesty? Czy człowiek musi niszczyć tylko po to by przeżyć? Wciąż nie chcę w to wierzyć, ten świat nie może przetrwać Jeśli takie wydarzenia wciąż dominują w mediach Raczej dramat nie komedia, to wybuchnie jak Etna Słowa z ulicy, getta, o których nikt nie pamięta Tylko ja chcę tu przetrwać, mimo własnych słabości Braku doskonałości, chcę tu żyć, pragnę być mocny Stanowczy lecz dobry, chcę miłości nie wojny Dla mych ludzi pokorny i dla tych, którzy znaczą Więcej niż ja, z ich wiedzą się zaznaczą Na kartach historii, zrobią coś dla ludzkości Tymczasem ja będę przybijał ludziom na koncertach piątki To jak znak pojednania, jak poczucie wspólnoty Dziś nie w głowie głupoty, to głęboka refleksja Bo egzystencja intryguje i nie chce przestać [Scratched Hook] ...Idź z Bogiem, Boże pomóż mi, idŹ z Bogiem... ...Idź z Bogiem, Boże pomóż mi, idŹ z Bogiem... ...Boże pomóż mi, z Bogiem, pomóż mi, z Bogiem... ...Idź z Bogiem, idź z Bogiem, Boże pomóż mi...