Peja - Geneza lyrics

Published

0 202 0

Peja - Geneza lyrics

[Zwrotka 1] Na starcie geneza, wyrobiona rapu teza Obrać stały kierunek, wciąż wiedzieć dokąd zmierzam Nie walcząc o przymierza, nie specjalnie się zwierzać Mówić to co czuje, pod bit rapem uderzać Nowe kraje przemierzać, swoim stylem namieszać Tych biedaków pocieszać, co na start nie mieli szansy Tak samo jak ja, każdy z nich ma swój świat własny Lecz zdołałem zebrać siły by się przeciwstawić fatum Przeznaczenia nie oszukam, się pokarze światu Krzyczę się nie chowam, jak strusia w piasek głowa To nie leży w mej naturze bo wiem jak się zachować Siebie szanować, to z cała resztą mi wyjdzie Omijam tych co zarobić chcą na ludzkiej krzywdzie Gdy emocje opadają bardziej racjonalnie myślę Gdy ulegam pod naciskiem, z gniewem walczę gniew zwyciężam Trzymać się ściśle ostatniej deski ratunku Atak najlepsza obroną będę walczył do skutku Atak najlepsza obroną nadal spora dawka smutku [Refren] Chcesz zapytaj Rycha czy pożarła Rycha pycha? Ta geneza to wstęp, nieśmiertelna klasyka Chcesz zapytaj Rycha czy pożarła Rycha pycha? Ta geneza to wstęp, nieśmiertelna klasyka [Zwrotka 2] Więcej szmalu i problemów mam to też nie wiedzieć czemu Mam się tłumaczyć każdemu, że inaczej to wygląda Że to nie tylko klipy, koncerty hajs na kontach Że robota cały rok, bez jakiejkolwiek zaliczki Ślęczenie nad kartkami z treścią pozbawioną fikcji Przy świetle zapalniczki, na prędkości nakreślone Gdzieś na klatce schodowej, gdzie światło wyłączone Było dzieło dokończone, sukcesem uwieńczone Kocham to do tego stopnia, niczym tego nie zastąpię Studio, nigdy nudno tętni życiem, piękne gówno Tylko prosto w dziesiątkę trafia Rychu z pracą żmudną Związany z tym od rana dla mnie ważne nagrania W drodze do muzycznych świątyń wykazuję swe starania Wszystko robić by chciał na raz, na początek surowizna Podkład pijot łatwizna plus liryczny terrorysta Tak R.A.P. powstaję nowa blizna Skazana na sumienie bohaterów moich nagrań Zawarte obserwacje Rycha Peji z mego świata Czym chata bogata, chociaż nie zawsze tak było To i tak się jakoś żyło, nawet nie raz lepiej było Pieniądz czyni mnie próżnym, jego brak do działań zmusza Do różnych puszek wrzucam choć sumienie mnie nie rusza W sercach głazy rozkruszam, a dzieciaków nie pouczam Do niczego ich nie zmuszam, jeśli same nie chcą słuchać [Refren] [Zwrotka 3] Tracę kontakt z ulicą i to na własne życzenie Bo ulica dziwnie patrzy, bo sukcesu noszę brzmienie Każde zawistne spojrzenie tylko dlatego że jestem Chciałbyś mnie oceniać choć nie znałeś mnie przedtem Bo gdy hip hop nie był modny, nikt nie miał szerokich spodni To Peja z Ajsmenem byli tego rapu głodni Dla otoczenia chłodni, zarażali swą pasją Królik z Adamo się zetknęli z fascynacją Plus ekipa z westu razem z nimi getto braster A Medi Top z Dżersi był prawdziwym autblastem Z rapem na miasto w eskulapie wtedy dicho W tropsie seks z muzyczna kichą wszyscy śmiali się z politą Fani patrząc krzywo niech Peja będzie przeklęty Bo prawdziwy rap to był dla nich wtedy istny [?] Daimont z psychozami Boss i Diper nic nie kumasz? Chociaż ten rap był grany nie za czasów old schoola Nie czas się rozczulać tylko poszydzić z tych wszystkich Dla których rap jest cool, chcą z rapu czerpać zyski Ja lider starej szkoły każę wam odrobić lekcje Tu idzie o historie, klasykę, perfekcje Weź wypierdalaj jak nie lubisz rapu, pieprz się Tyle pał się tym zajmuję, nic nie wiedząc o tym więcej Nie znasz tego rapu, odpierdol się od rapu Nie czujesz tych klimatów, odpierdol się od rapu Nie wczuwasz się za bardzo, to wczuj się w moje fatum A prawdziwy rap zostaw dla dobrych wariatów [Outro 2x] Nikt mnie nie lubi i jest ok Nikt mnie nie lubi i jest ok (ok., ok., ok., ok. ) [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]