PeeRZet - Zrobimy to lepiej lyrics

Published

0 121 0

PeeRZet - Zrobimy to lepiej lyrics

[Verse 1: Szyna] Ej, to nie jest banda pierwszych lepszych Dziś dostajesz sort tych jednych z najlepszych Podziemny mainstream tak zwana nowa szkoła Przy nas jest ci tak łyso, że dostałeś ksywę Kojak Ja widzę na blokach, że niczym świadek Jehowy Mój wokal z uporem maniaka wbija w wasze domy To flow combo jak fatality w Mortal Kombat Dziś twoim EKG stanie się ciągła prosta Niunie są tak łase na moje tłuste wersy Że lekarze chcą ich użyć w leczeniu anoreksji Bez spin, spoko, jeśli chcesz testuj punche Tylko uważaj bo to będzie menciu crash test Znasz mnie, to ja lokalny Fat Joe Nie ma opcji z powrotem na tarczy ze mną Do walki stajemy w ciemno niosąc świeże tchnienia A ty schylaj się w pas bo weszli królowie podziemia [Verse 2: PeeRZet] Yo słuchacz, wiem, że pomieścić tobie w głowie trudno Denver kucharz, zjadam bit i robię dobre gówno Potem zgarniam kwit i robię sobie wolne jutro Wbijasz w fotel i masz hit, tak ziomek mogę w kółko Zjadam tych słabych od lat i nie wypluwam resztek Nie znasz, nie ma sprawy ,brat, bo fruwam jak freshmen Ty chciałbyś tak nawinąć i mieć w branży majstersztyk Ale Przemek jest jak wino, im starszy tym lepszy Przekaż skurwysynom, że ich ulubieni raperzy Gdy trzeba płynąć umieją tylko się pienić i szczerzyć Jeśli to tylko rap to wjeżdżam poprzybijać piątki A jeśli to gra to wjeżdżam porozbijać pionki A jeśli to mam, to skumają to fajne ziomki A jeśli coś nie tak niech dają tu czarne worki Kopcimy sobie z bletek a rozkminy płyną w eter Zły i siny, zatrzęś netem, bo znów robimy to lepiej [Verse 3: Wergawer] Mówią mi Wer, ale wiesz dla nich to sir Wer Gdy wejdę w werbel będą cierpieć jak Werter To Szyna, Kojot i Tomb na bębnach Denver Zapalnik dla czterech bomb napędza banger Przeszczere flow, którym przestrzelę skronie Najgrubszy w mieście joint Internet płonie Tak tłusty, że zaczynasz liczyć kalorie A akustyk mówi ci orient, zmień kategorie Tu milczenie jest złotem, no to mam alias Midas Gdy dziele się głosem, kotom w paszczach ubywa sił To chyba sk**, kiwnij głową na tak Bit łamie ci kark i tak to twardy rap I sprawdź underground to treść umysłu Wznieś pięści jesteśmy jak Swa*k i Eastwood Jeden narożnik, nie wiem jak groźni nawet Zanim zrobimy piekło niech przetną właściwy kabel [Verse 4: Zoom] Czas na męską grę, więc wrę jak Pachino, ej Mów mi flow-man, wieśniaku z pola jak Corn Flakes Wbijam tam znów tnę kosą i zbieram zdrowe żniwo Kotów na spichlerz biorę a wacków walę jak piwo Odeszli z gwizdem niemym kurtyna w dół bez oklasków Tym lapsom jak Mandaryna brak wrzasku, aplauzu Red carpet zwiniemy szybciej niż jointa Opcja przed wami lider po sam daszków hologram Zrób to lepiej, redakcja Zoom i banda kotów Rozdział pierwszy to mur zlepiony z farszu idiotów Jak grochem o ścianę, więc wreszcie się przydasz Zamiast rąk do pomocy zostawiam wam tylko miraż Biorę w garść co moje, olewam pijanych mistrzów Kręcą, siedzą na dupie jak Yoshimitsu Mistrzu, ej mówią tak od niedawna to prawda Szlachta na majkach Choć w najkach berłem jest rap gra [Verse 5: TomB] Head liner head banger, wiesz to head shot Nic ci nie zrobię tylko rozjebie ci łeb ziom Mów mi bad boy, cash flow, lej sos Taki szczyt underu, że nawet mainstream jest pod Check yo, każdy wers hot, best flow Możesz mówić co chesz, jeśli chcesz to KO Flow lata jak Jetsons Wyrzucają łapy w górę nawet ludzie bez rąk Ej yo, mnie zdjąć co tam chcesz szponć Prędzej Biggie zmartwychwstanie nagrać płytę w d**h Row He, co tyle linii Depp w Blow nie widział Żaden dyplomata prędzej Cam'ron Jadę jak lex yo, ty to matchbox Wiesz ziom, wale ostre ammo ty to paintball Dla mnie Ca** yo jak dla Fała J Cole Jeśli możesz zrobić to lepiej to, to sen wciąż Weź się obudź [Verse 6: Kojot] Jestem objawieniem jak ktoś bada podziemie i bada rynek To we mnie drzemie, mam brzmienie najlepiej bragga płynę Ja się nie zmienię, jak zmienię to magazynek Ja nowy na scenie, olśnienie to nowa saga synek Majk to broń, to ja majk nabity mam i kładę rap na bity tak i Zrobię fatality tak im, palimy te splify na chill, zajawką tak kipi nasz styl Mówię k** bo każdy z nich będzie kurwa zabity jak Bill Dzisiaj jestem zły, dziś mam większe kły Rozmiń wersy są chore i są groźne jak wściekłe psy Nowi gracze, lecimy w stereo kojarz Potem tak będą szukać twojego ciała w czterech pokojach Ty mykaj sobie po fete, widzę, że ciebie telepie Mocny towar, on szeroko otworzy wtedy powiekę Otworzysz oczy, prosto do nich i tak powiem to cepie Czego byś nie zrobił, kurwa rozkmiń i tak zrobię to lepiej [Verse 7: Kiju] Synu jadę za dwóch, sk** jest gruby w chuj Nie widzisz stóp, nawet jak wciągnie brzuch Wacki dostają regresu od tych linijek Tak, że już przy nas kurwa zaczynają biegać tyłem Nie jestem sam, przynoszę wódkę i sk** A oni co najwyżej mogą przynieść tylko wstyd Chcieliby tyle nawijać, ja nie mam przerwy A ich język już dawno kurwa dostał odleżyn Od teraz będą odkopywać stare tracki Szukaj moich płyt zasypane są propsami Twój poziom to granica kostek przystań Nie wyniesiesz go wyżej nawet stojąc na rękach Co drugi wie, że to o nim nawinę Więc dla pozorów, w domu znowu zmienia ksywę Wiem, gdzie jestem, więc lecę po papier A wacki w rapie często lecą na gapę