Paweł Popiel - Iliada - Pieśń XVIII lyrics

Published

0 65 0

Paweł Popiel - Iliada - Pieśń XVIII lyrics

Oni tak więc walczyli na kształt żarzącego płomienia Szybko do Achillesa z poselstwem Antyloch przybywa. Jego przed okrętami z kabłąkiem wysokim znajduje, W myśli rozważającego co już spełnionem zostało; Wtedy posępnie do swojej wyniosłej się duszy odzywa: "Biada mi! czemuż to znowu Achaje bujnokędzierni Cisną się w stronę okrętów ze strachem biegnąc w równinie? Byleby nie dotknęły mnie bogi ciosem złowrogim, Jak mi kiedyś to matka wytłómaczyła i rzekła, Że z Myrmidonów najlepszy, i to za życia mojego, Pod przewagą Trojańską opuści światło słoneczne. Pewno zaprawdę już zginął Menojtia waleczny potomek, Nieszczęśliwy, kazałem mu przecież, by ogień zgasiwszy Wrogów, do łodzi nawracał i siłą z Hektorem nie walczył." Podczas gdy o tem rozważał w umyśle i głębi swej duszy, Właśnie do niego przystąpił sławnego Nestora potomek, Łzy wylewając gorące i straszną mu wieść opowiada: "Biada mi! synu Peleja dzielnego, zaprawdę o smutnej Dowiesz się wieści, która bodajby się nigdy nie stała. Leży nasz drogi Patroklos, w około zaś trupa się biją Obnażonego, bo zbroję już porwał Hektor potężny." Rzekł; tamtego pokryła żałoby czarna powłoka. Obydwiema rękoma chwyciwszy za czarną kurzawę, Głowę takową posypie i piękne szpeci oblicze; Czarna jak popiół kurzawa na pięknym obiegła chitonie. Sam zaś w pośród kurzawy, ogromny na wielkiej przestrzeni, Legł, i rękoma lubemi swe włosy targając, zeszpecił. Służki zaś, które Achilles do spółki z Patroklem był zdobył, Bólem w sercu przejęte krzyknęły okrutnie i drzwiami Wbiegły w około Achilla mężnego, i wszystkie rękoma Biły się w piersi, pod każdą się chwiać zaczęły kolana. Lamentuje z swej strony Antyloch łzy wylewając, Ręce Achilla trzymając, lecz ten miał serce rozdarte; Bał się on bowiem by szyję tamtemu żelazem nie spłatał. Jęknął okropnie, a wtedy go matka dostojna usłyszy, W morskich głębinach siedząca przy boku ojca starego; Wtedy szlochać poczyna; boginie się przy niej gromadzą Wszystkie, ile ich było Nereid w morskiej otchłani. [Były obecne Glauka, Thaleja i Kymodokea Speja, Nezaje i Thoe i Halis wypukłej źrenicy, Kymothoe, zarazem Aktaja i Limnoreja, Jajra, Melita, Agana i również Amfithoeja, Doto i Proto, Peruza i piękna Dynamenaja, Dexamene, toż Amfinome i Kallionejra, Doris Panope a z nią Galateja o sławie szlachetnej, Apsejdes i Nemertes, a z niemi Kalliana**a; Tamże się równie znajdują, Klymena, Janajra, Jana**a, Orejthyja i Majra i pięknowarkoczna Amathej, W końcu i reszta Nereid w otchłani morskiej będących]. Niemi jaskinia srebrzysta się zapełniła, a wszystkie Biły się w piersi, lecz Thetys poczyna żale rozwodzić: "O Nereidy me siostry słuchajcie, ażebyście wszystkie Dobrze wiedziały, jak wielka zawisła w mem sercu żałoba. Biada mi nędznej, o biada nieszczęsnej matce wojaka, Która zrodziłam syna dzielnego, nieskazitelnego, Bohatera nad wszystkich; jak drzewo do góry wystrzelił. Jego ja wychodowawszy, jak w bujnym latorośl ogrodzie, W kabłączastych okrętach ku Ilionie wysłałam, Żeby walczył z Trojany; już więcej ja go nie podejmę Wracającego w ojczyznę do Pelejowego domostwa. Póki zaś jeszcze przy życiu i światło słońca ogląda, Cierpi, a ja przybywając do niego mu pomódz nie zdołam. Mimo to idę by syna drogiego zobaczyć i słyszeć Jaka spotkała go klęska, choć zdala od bitwy się trzymał." Z temi słowami jaskinię opuszcza, a tamte z nią, razem Wyszły ze łzami, wokoło się dla nich rozwarły bałwany Morskie. Lecz one do Troi zdążywszy o skibie szerokiej, Jedna za drugą na strome wybrzeże wyszły, gdzie liczne Myrmidonów okręty przystały wokoło Achilla. Matka dostojna przy boku wzdychającego stanęła; Płaczem wybuchła i głowę dzielnego syna objęła, Potem litością przejęta w skrzydlate odezwie się słowa: "Dziecko, czegóż ty płaczesz i cóż cię za smutek dotyka? Powiedz, nie tając przedemną; wszak tobie się wszystko ze strony Zewsa spełniło, jak dawniej podnosząc ręce błagałeś, Żeby mężowie Achajscy ściśnięci w około okrętów, Kiedy im ciebie zabrakło, znosili czyny niegodnei." Ciężko wzdychając jej na to najszybszy Achilles odpowie: "O moja matko to wszystko mi Olimpijczyk dotrzymał; Cóż mi atoli po tem, gdy zginął towarzysz Patroklos, Luby, którego ze wszystkich najbardziej druhów ceniłem, Równie jak moją głowę? On zginął, a Hektor mu zbroje Jego zabiwszy porwał, ogromną, aż dziwo oglądać, Piękną; a tę Pelejowi bogowie wspaniałym podarkiem Dali dnia tego, jak ciebie wpuścili na łoże człowieka. Bodajbyś tamże pomiędzy morskiemi nimfami została Nieśmiertelnemi, zaś Pelej śmiertelną był pojął małżonkę. W miejsce zaś tego cię w sercu niezmienna czeka żałoba, Kiedy polegnie twój syn, którego już więcej nie przyjmiesz Wracającego do domu, bo serce me wcale nie pragnie Żyć i z ludźmi obcować, dopóki Hektor najpierwszy Moim ugodzon oszczepem nie zginie i życia nie odda, W pomstę za ciała obdarcie Patrokla Menojtiadesa." Rzeknie mu na to w odpowiedź Thetyda łzy wylewając: "Szybko ty żywot utracisz mój synu, jeżeli tak mówisz; Po Hektorze albowiem ci zgon odrazu naznaczon". Wielce zgniewany jej na to najszybszy Achilles odrzecze: "Bodajbym zginął na miejscu, gdy druha lubego niemogłem Wspomódz gdy go zabijali, lecz on od ojczyzny daleko Zginął, a mnie potrzebował, bym w bitwie mu stanął obrońcą. Teraz atoli nie wrócę do drogiej ziemi ojczystej, Ani Patrokla wybawić niemógłem, ani też druhów Reszty, których tak wiele zginęło pod boskim Hektorem; Lecz przesiaduję przy łodziach, jak ciężar niezdatny na roli, Takim będąc mężem jak nikt z miedziokrytych Achajów W boju; co rady się tycze to są i lepsi odemnie. Bodajby kłótnie przepadły pomiędzy bogami i ludźmi, Oraz i gniew, co nawet najmędrszych zdoła rozdraźnić; Który z początku słodszy od miodu co gładko się połknie, W piersiach się ludzkich pomnaża i rośnie jak ogień dymiący; Takoż i mnie Agameinnon rozgniewał książe narodów. Puśćmy atoli co zaszło w niepamięć, acz srodze zmartwieni; Kiedy potrzeba, należy i żądzę w sercu pokonać. Idę ja teraz by chwycić Hektora zabójcę najdroższej Głowy; a potem się memu poddaję losowi, gdykolwiek Zews go na mnię dokona, lub inni bogowie nieśmiertni. Ani zaś bowiem Herakla potęga przed Kierą nie uszła, Któren był milszym nad wszystkich Zewsowi, Panu Kronidzie; Ale go Mojra zgwałciła i Hery niechęć zawzięta. Również i ja, jeżeli podobny mi los przeznaczony, Legnę po śmierci; lecz teraz pozyskam sławę szlachetną; Jeszcze niejedną z Trojanek i piersi wypukłej Dardanek Zmuszę, by obydwiema rękoma z pulchnych jagodek Łzy ocierała żałoby, wzdychając ciężko i smutnie; Wtedy poznają, że już dość długom walki zaprzestał. Zatem, walczyć mi nie broń, choć kochasz, bo nigdy nie skłonisz" Srebrnonóżka Thetyda mu na to rzeknie w odpowiedź: "Wszystko zaprawdę to słuszne me dziecko, i pewno że nie źle Od przyjaciół w potrzebie odwracać zgubę okropną; Ale twój piękny rynsztunek się w mocy Trojan znajduje, Spiżem świecący; bo Hektor o hełmie powiewnym takowy Na ramiona przywdziawszy się chełpi; nie sądzę atoli Żeby nim długo się szczycił, bo zgon już bliskim od niego Ty zaś nie prędzej się puszczaj w zamieszkę straszną Aresa, Zanim, gdy tutaj powrócę nie ujrzysz mnię swemi oczyma; Przyjdę ja bowiem z jutrzenką, jak tylko wejdzie słoneczko, Zbroję ci niosąc wspaniałą od Hefajstosa książęcia." Tak powiedziawszy od syna się odwróciła dzielnego, I zwrócona do morskich siostrzyczek w te słowa przemawia: "Idźcie wy teraz i w morza zanurzcie się łono szerokie, Żeby zobaczyć starca morskiego i ojca domostwa; Jemu o wszystkiem donieście, zaś ja na Olimp wysoki Pójdę do Hefaistosa płatnerza słynnego, czy zechce Syna mojego przesławną świecącą zbroją obdarzyć." Rzekła; lecz one natychmiast sunęły pod morskie bałwany; Srebrnonóżka Thetyda bogini zaś ku Olimpowi Spieszy, by dziecku drogiemu przesławny zgotować rynsztunek. Nogi ją w Olimp uniosły następnie; atoli Achaje, Przed Hektorem co męże morduje w zamieszce okropnej Uciekający, dopadli do Hellesponta i łodzi. Wtedy by łydookuci Achaje nie byli Patrokla Wyciągnęli z pod strzał, poległego giermka Achilla; Ludzie i konie go bowiem na nowo do koła otoczą, Oraz i Hektor Priamid potęgą do ognia podobny. Trzykroć go z tyłu za nogi pochwycił Hektor prześwietny, Usiłując wyciągnąć i głośno zawołał na Trojan; Trzykroć obaj Ajaxy w niezłomną zbrojni odwagę Odepchnęli od trupa, lecz on wytrwale i mężnie W pośród zgiełku z nienacka przyskoczył, i znowu gdzieindziej Z głośnym krzykiem powstawał, i piędzi się w tył nie ustąpił. Równie jak od zabitego bydlęcia pasterze niezdolni Lwa burego odegnać, gdy głodem zmorzony się rzuca; Takoż i dwaj uzbrojeni Ajaxy nie mogli podołać Priamidę Hektora od poległego odstraszyć. Byłby go wtedy pochwycił i sławę niezmierną, pozyskał, Żeby do Pelejona nie przyszła szybka Iryda, Lecąc jako wysłaniec z Olimpu, ażeby się zbroił, Skrycie przed resztą bogów i Zewsem; wysłana przez Herę. Blizko niego stanąwszy lotnemi odezwie się słowy: "Powstań Pelejdo, co męztwem na ludźmi wszystkiemi górujesz! Stawaj w obronie Patrokla; z powodu którego straszliwa Wre przy okrętach potyczka. Nawzajem się oni mordują, Jedni stawając do walki w obronie zwłok poległego, Drudzy by wciągnąć takowe do Ilion wiatrami owianej Nacierają Trojanie; najbardziej zaś Hektor prześwietny Usiłuje go porwać, bo z duszy pragnie by głowę Jego wbić na pal, uciąwszy takową od karku miękkiego. Dalej więc, nie leż bezczynnie, a trwoga niech duszę ci przejmie Żeby Trojańskim sobakom na pastwę nie został Patroklos; Hańba na ciebie, jeżeli trup zbeszczeszczony nadejdzie." Odpowiada jej na to Achilles boski najszybszy: "Boska Irydo, kto z bogów cię tutaj z wieścią wysyła?" Jemu zaś odpowiedziała o wietrznych nóżkach Iryda: "Here mnię tutaj wysłała, Diosa przesławna małżonka; Nie wie nic o tem Kronid z wysoka rządzący, bądź inny Z niebian, co na śnieżystych Olimpu szczytach mieszkają." Rzeknie jej na to w odpowiedź Achilles biegiem najszybszy; "Jakże ja pójdę w utarczkę? Rynsztunek tamci posiedli; Matka zaś droga nieprędzej mi zbroić się dozwoliła, Zanim ją przybywającą nie ujrzę mojemi oczyma; Poszła by od Hefajstosa mi przynieść piękny rynsztunek. Inny mi zaś niewiadomy którego bym zbroją się okrył Chyba jednego Ajaxa, Telamończyka paiżą. Pewno zaś on jak sądzę pomiędzy pierwszemi się bije, Dokazując oszczepem w. obronie zmarłego Patrokla." Szybka, o wietrznych nóżkach Iryda mu rzeknie w odpowiedź: "Dobrze my wiemy toż samo, że tamci posiedli twą zbroję; Ale i tak na przekopie stanąwszy się ukaż Trojanom, Czyli też oni ze strachu nie zaprzestaną potyczki, Żeby mogli odetchnąć waleczni synowie Achajów Walką sterani; choć krótkie by w bitwie było wytchnienie!' Tak powiedziawszy, odeszła najszybsza w nóżkach Iryda. Powstał Achilles Diosa wybraniec; wokoło Athene. Ramion potężnych mu rzuci w kutasy egidę zdobioną; Czoło zaś jego wyniosłe bogini chmurą obwiodła, Złotą, od której strzelały promienie jasno świecące. Równie jak z miasta się dym aż w ether wznosi do góry, Z oddalonego ostrowia przez wrogów obsaczonego; Oni przez cały dzień się w krwawej ścierają potyczce Z miasta robiąc wycieczki; jak tylko zaś słońce zachodzi Liczne i gęste zapłoną ogniska, zaś łuna wysoko Wzbija się w górę, by oni co w koło mieszkają widzieli, Czy z kąd pomoc w okrętach nie przyjdzie w bitwie morderczej; Takoż i z głowy Achilla strzelała jasność do góry. Stanąłnad rowem przez wały przeszedłszy, lecz w stronę Achajów Zbliżyć się nie chciał w obawie przed matki surowem zleceniem. Tam stanąwszy zawrzasnął; osobno zaś Pallas Athene Odgłos wydała i straszny u Trojan popłoch wzbudziła. Równie jak głos się rozlega donośny, gdy trąba zahuczy W obec wrogów morderczych co miasto do koła obiegną; Takoż i wtedy się grzmiący rozlega głos Ajakidy. Oni więc gdy usłyszeli spiżowy głos Ajakidesa, Postrach wszystkich ogarnął, zaś pięknogrzywiaste rumaki W tył się z wozami cofnęły, z przeczuciem w duszy złowrogiem. Zaś woźnice się zlękli, płomienie żywe ujrzawszy Tuż nad głową Pelejdy płonące, wielkodusznego, Straszne co je roznieciła wypukłooka Athene. Trzykroć nad rowem okropnie zawrzasnął boski Achilles, Trzykroć poszli w rozsypkę Trojanie z przymierzeńcami. Wtedy zginęło na miejscu dwunastu mężów najlepszych, Między własnemi wozami i bronią. Atoli Achaje Z wielkim zapałem Patrokla z pod gwałtu pocisków unosząc, Złożą na marach; w około stanęli drodzy druhowie Lamentując; za niemi Achilles żwawy postąpił, Łzy wylewając gorące; gdy ujrzał druha wiernego Leżącego na marach, skłutego ostrem żelazem. On to jego był wysłał z powózką razem i końmi W bitwę, lecz już go więcej powracającego nie przyjął. Słońce niezmordowane, wypukłooka dostojna Here do fal Okeana wysłała; schodziło niechętnie. Zeszedł Helios, a wtedy Achaje boscy spoczęli Od zapasów morderczych i walki wspólnie złowrogiej. W stronie przeciwnej Trojanie, od krwawej uchodząc utarczki Zaraz szybkie rumaki od wozów poczęli wyprzęgać; Potem na radę się zeszli nim pomyśleli o strawie. Wyprostowani do rady stanęli, a nikt się nie ważył Usiąść; bo wszystkich przestrach ogarnął, ponieważ Achilles Zjawił się, on co tak długo unikał walki złowrogiej. Między niemi Polydam roztropny zagaił obrady, Syn Panthosa; on jeden się w tył i naprzód oglądał; Był on druhem Hektora, tej samej się nocy rodzili; Jeden słowami najbardziej, a drugi kopją celował; Tenże więc z dobrym zamysłem poczyna radzić i mówić: "Dobrze to sobie rozważcie o drodzy; co do mnie, ja radzę, Udać się teraz do miasta i boskiej nie czekać jutrzenki W pośród równiny przy łodziach; bo zdala od murów jesteśmy. Bowiem jak długo ten mąż był z Agamemnonem pogniewan, Póty było nam łatwiej pokonać synów Achajskich; Toć i ja sam się cieszyłem gdy spałem przy szybkich okrętach, Mając nadzieję że statki o wiosłach dwurzędnych zdobędziem. Teraz okrutnie się lękam szybkiego Pelejona; Dusza bo jego jest tak zuchwałą, że pewno nie zechce Oczekiwać w równinie, gdzie razem z Trojany Achaje Równo na obie strony dzielili przychylność Aresa, Ale się będzie potykać o gród i niewiasty zarazem. Zatem uchodźmy do miasta, słuchajcie, bo pewno tak będzie. Tylko noc Pelejona szybkiego wstrzymała na teraz Ambrozyjska, lecz jeźli dopadnie nas tutaj będących Z rana, i z bronią uderzy, natenczas niejeden dokładnie Pozna go; wtedy zaś chętnie do świętej Iliony się schroni Uciekając, a wielu sobaki pożrą i sępy Z Trojan; bodajby nigdy ta wieść mych uszów nie doszła. Jeśli zaś moich słów usłuchacie, acz wielce zmartwieni, Całą przez noc na rynku pod bronią, przesiedźmy; zaś miasto Chronią baszty i bramy wysokie z ryglami szczelnemi, Dokładnemi, wielkiemi, co strzegą zapartych podwoi. Jutro atoli przed świtem przywdziawszy zbroje na siebie Wszyscy na basztach staniemy; lecz biada mu jeśli zapragnie Wypadając z okrętów o mury się z nami potykać. Wróci napowrót ku łodziom, zmęczywszy wysokoszyjaste Konie przeciągłem bieganiem, pod miasta murami harcując. Żeby się dostać do wnętrza odwagi mu nigdy nie stanie, Ani je zburzyć, bo pierwej go ścigłe pieski rozszarpią" Hektor o hełmie powiewnym mu z okiem ponurem odpowie: "Polydamancie bynajmniej po myśli mi tego nie mówisz, Radząc byśmy się w mieście zamknęli wracając napowrót. Czyż wam się nie uprzykrzyło zamknięcie między basztami? Dawniej gród Priamowy, językiem ludzie mówiący Wszyscy głosili bogatym, zamożnym złotem i miedzią. Teraz atoli w rodzinach zmarniały piękne klejnoty; Wiele się z nich do Frygii bądź pięknej Meonii dostało Wyprowadzonych na sprzedaż, na skutek sierdzenia Diosa. Kiedy mi teraz dozwolił syn Krona niezbadanego Sławy przy łodziach pozyskać, Achajów zaś weprzeć ku morzu, Głupi, nie próbuj takowych rozsiewać myśli w narodzie. Z Trojan żaden za tobą nie pójdzie bo ja niedozwolę; Zatem do dzieła jak mówią, a wszyscy niech będą posłuszni. Teraz wieczerzę spożyjcie w obozie, porządkiem oddziałów, Pamiętajcie o straży by każden był w pogotowiu. Któren zaś z Trojan nad miarę o swoje dostatki się martwi, Niechaj zebrawszy je odda na wspólny narodu pożytek, Lepiej że ktoś na takowych skorzysta niżeli Achaje. Jutro atoli przed świtem przywdziawszy zbroje na siebie, Będziem Aresa srogiego pobudzać przy gładkich okrętach. Jeśli naprawdę od statków się ruszył boski Achilles, Będzie, skoro tak pragnie, tem gorzej dla niego. Co do mnię Nie ucieknę ja przed nim w złowrogiej bitwie, lecz obces Stanę; może on sławę pozyskać, lecz mogę ja nad nim. Wspólnym jest Enyal, on czasem i zabijającego zabija!' Tak się Hektor odezwał, Trojanie mu głośno wtorują" Głupi; bo Pallas Athene ich pozbawiła rozumu. Gdyż na Hektora się zdali, co radę zgubną podawał, Polydamanta zaś słuchać nie chcieli, choć mądrze im radził. Później wieczerzę spożyli w obozie. Atoli Achaje Przez noc całą żałośnie nad Patroklosem stękali. Pierwszy pomiędzy niemi Pelejdes lamenty zaczyna, Dłonie co męże mordują na piersiach druha złożywszy, Często wzdychając okropnie; podobnie do lwa brodatego, Kiedy mu lwiątka porwał myśliwy co ściga jelenia Z kniei zarosłej; lecz on się gryzie że przybył za późno; Wiele on przebył parowów szukając śladów człowieka, Czyby go nie wynalazł, bo gniew nim groźny zawładnął; Również on ciężko wzdychając do Myrmidonów przemawia: "Przebóg, jak marne ja słowo wyrzekłem czasu onego, Gdym bohatera Menojtia otuchą w domostwie napełniał; Rzekłem że do Opoentu mu syna sławnego powrócę, Wówczas gdy zburzy Ilionę i w łupach udział odbierze. Ale nie wszystkie zamysły dla ludzi Zews dokonywa. Obu nam bowiem wypadło tę samą ziemię zakrwawić, Tutaj w Troi, gdyż równie i mnie gdy będę powracał, Już nie podejmie w domostwie rycerski Pelej staruszek, Ani też matka Thetyda, lecz tutaj mnię ziemia pokryje. Teraz atoli Patroklu, gdy schodzę do ziemi po tobie, Prędzej cię nie pochowam, aż tutaj Hektora przyniosę Zbroję i głowę dzielnego, z powodu twojego zabicia; Oprócz tego dwunastum przy stosie głowę oderżnę Dzieciom szlachetnym Trojańskim, zgniewany o twoje zabicie. Przez ten czas tu spoczywaj przy kabłączastych okrętach; W koło zaś ciebie Trojanki i piersi wypukłej Dardanki Będą żałobę zawodzić, nocami łzy roniąc i dniami, Które ja sobie zdobyłem potęgą i długim oszczepem, Miasta zamożne zdobywszy, językiem ludzi mówiących." Tak powiedziawszy druhom nakazał boski Achilles, Trójnóg potężny przy ogniu postawić, ażeby co prędzej Zwłoki Patrokla obmywać ze krwi spieczonej i kurzu. Oni kąpielny trójnóg na ogniu żarzącym stawiwszy, Wodę nalali, a szczapy zebrawszy ogień rozniecą. Brzuch trójnoga płomienie objęły, zagrzała się woda. Skoro zaś woda kipić poczęła W miedzi świecącej, Wtedy go myli starannie i gładką namaszczą oliwą; Wypełnili zaś rany dziewięcioletnim balsamem; Potem złożywszy na łożu, przykryli go przędzą cieniutką, Z głowy do stóp, a wierżchem go litą, oblekli oponą. Potem przez całą noc w około szybkiego Achilla, Myrmidonowie stękając wywodzą żal nad Patroklem. Zews do Hery przemawia małżonki zarazem i siostry: "Hero wypukłooka dostojna, zrobiłaś więc swoje, Pobudziwszy Achilla szybkiego; snadź z ciebie zaprawdę, Z łona własnego pochodzą Achaje bujnokędzierni." Rzeknie mu na to Here wypukłooka dostojna: "Najstraszliwszy Kronido, co to za słowo wyrzekłeś! Wszakci potrafi śmiertelnik człekowi na przekór uczynić, Chociaż i sam śmiertelnym i nie zna takowych sposobów. Jakże więc ja, co z bogiń uważam siebie za pierwszą, Raz pochodzeniem, powtóre dlatego że twoją małżonką Zowię się, ty zaś panujesz nad nieśmiertelnemi wszystkiemi, Miałażbym niemódz Trojanom na przekór w gniewie uczynić?" Takie to wtedy rozmowy pomiędzy niemi się toczą. Thetys o srebrnych nóżkach przybyła w dom Hefestosa, Niezużyty, błyszczący z niebiańskich siedzib największy, Cały ze spiżu, zbudował go sam kulawiec przemyślny. Jego znajduje spoconym przy miechach się krzątającego, Pracującego; bo całe dwadzieścia wykuł trójnogów, Żeby w około ściany dosadnej komnaty stanęły; Kółka złociste stósował do każdej podstawy trójnoga, Żeby same przez siebie toczyły się w bogów gromadę, Również i nazad wracały do domu, aż dziwo oglądać. Były już prawie skończone; jednakże uszków misternych Jeszcze nie przybił, sporządzał on nity i gwoździe wykował. Podczas gdy tak się mozolił z wysoką sztuką działając, Wtedy się zbliża do niego Thetyda o nóżce srebrzystej. Charys z namiotką przejrzystą wychodząc ją pierwsza dostrzegła, Piękną, którą był pojął kulawiec na nogi obydwie. Chwyta ją ręka za rękę wygłasza słowo i mówi: "Thetys wszacie poważnej, dlaczego w dom nasz przybywasz, Zacna i luba? Co dawniej nie często u nas bywałaś. Postąp że dalej, upraszam, byś była gościnnie podjętą." Tak powiedziawszy nadobna bogini ją naprzód prowadzi. Potem na krześle gwoździami srebrnemi nabitem ją sadza, Pięknem, roboty misternej; pod nogi stołeczka nie brakło; Woła na Hefajstosa sztukmistrza i rzeknie te słowa: "Wychodź Hefeście, nie zwlekaj; Thetyda cię potrzebuje" Rzeknie jej na to w odpowiedź przesławny Amfigyejs: "Zacna bogini, zaprawdę, szanowna do domu przybywa, Która mnię wybawiła w potrzebie gdym zleciał z wysoka, Wskutek wyroku mej matki bezwstydnej, co mnię nakazała Sprzątnąć, gdyż byłem kulawym; już zguba mnię w duszy czekała, Żeby nie Ewrynome i Thetys do łona stuliły, Córa Okeanosa co falą toczy do koła. Przy nich przez ciąg lat dziewięciu arcydzieł wiele wykułem, Spinki, naramienniki, pierścionki, łańcuszki na szyję, W gładkiej jaskini; wokoło zaś fale Okeanosa Pianą buchając płynęły bez końca, lecz żaden się o tem Niedowiedział bądź z bogów, lub innych ludzi śmiertelnych, Tylko Thetyda wiedziała i Ewrynoma zbawczynie. Teraz do domu naszego przybywa, przystoi mi zatem Pięknowłosej Thetydzie nagrodę zbawienia wypłacić. Zastaw że teraz przed nią gościnne i świetne przyjęcie, Ja zaś temczasem odstawię i miechy i wszelkie narzędzia; Rzekł, i od pniaka z kowadłem sapiący potwór się dźwignął Utykając, a wątłe nożyska się pod nim kiwały. Miechy z daleka od węgla odstawił i wszystkie narzędzia "W srebrną poskładał szkatułę, któremi dotąd pracował; Gąbką twarz naokoło i ręce obczyścił obydwie, Oraz i szyję żylastą i piersi włosami obrosłe; Chiton przywdziawszy uchwycił lagę, ku drzwiom się skierował, Utykając; wspierają swojego pana służebne, Złote, podobne zupełnie do młodych żywych panienek. Mają ono i duszę z rozumem i głosem gadają, Oraz i siłę, a sztuki od bogów się ponauczały. Idą usłużnie przy boku książęcia, on ciężko się wlokąc, Doszedł do miejsca, gdzie Thetys na krześle wykwintnem siedziała, Ręką za rękę ją chwycił, wyrzeka słowo i mówi: "Thetys w szacie poważnej, dlaczego w dom nasz przybywasz, Zacna i luba ? co dawniej nie często u nas bywałaś. Powiedz czego ci trzeba; wypełnić serce mi każe, Jeśli wykonać potrafię i jeśli zdziałaneni być może:" Rzekła mu na to w odpowiedź Thetyda łzy wylewając: "Hefajstosie czyż która z boginiów co siedzą w Olimpie, Tyle w swej piersi ponosi żałoby okrutnej i smutku, Ile ja, którą ze wszystkich najbardziej Kronid nawiedził? Między innemi nimfami mnie jedną wydał za człeka, Ajakidę Peleja; znosiłam śmiertelne objęcia, Chociaż wielce niechętnie; on zaś nieszczęsną starością Leży przygnębion w domostwie; nie koniec mojej niedoli; Syna mi potem dozwolił porodzić i pięknie wychować, Bohatera nad wszystkich; jak drzewo do góry wystrzelił; Jego ja wychodowawszy, jak w bujnym latorośl ogrodzie, W kabłączastych okrętach do świętej Iliony wysłałam, Żeby walczył z Trojany; już więcej go ja nie podejmę, Wracającego w ojczyznę do Pelejowego domostwa. Póki zaś jeszcze przy życiu i światło słońca ogląda, Cierpi, a ja przybywając do niego mu pomódz niemogę. Dziewkę co darem zaszczytu mu młodzież Achajska wybrała, Nazad mu wyrwał z rąk Agamemnon pan wiele możny. Serce on za nią trawi z tęsknoty, atoli Achajów Koło sterniczych okrętów Trojanie ścisnęli i wymknąć Im się nie dali. Lecz jego starszyzna Argeiów błagała, Wymieniając wspaniałe dary co dać obiecują. Wtedy odmówił on wręcz im w klęsce pomocy udzielić; Ale na Patroklosa przywdziawszy własny rynsztunek, Jego wyprawił na bitwę przydawszy wiele narodu. Cały się dzień potykali w pobliżu Skajskiej bramy; Byliby miasto w tym dniu zdobyli, gdyby nie Fojbos Syna Menojtia dzielnego, co wielką klęskę zgotował, Nie był zabił na przedzie i sławą Hektora obdarzył. Z tego powodu do twoich się składam kolan byś raczył, Dziecku co wkrótce zginie sporządzić tarczę i szyszak, Piękne na nogi stalówki do kostki się stósujące, Oraz i pancerz, bo tamten utracił wierny towarzysz W bitwie z Trojany; lecz on się na ziemi w rozpaczyrozciągnął. Rzekniejejna to w odpowiedź przesławny kulawiec olbrzymi: "Dobrej bądź myśli; niech serce ci więcej się o to nie troszczy. Bodajbym jego od śmierci okrutnej tak samo podołał, Skrycie uchronić gdy zgubna fatalność przyjdzie na niego, Jak mu teraz ozdobny zgotuję rynsztunek, co pewno Wielu podziwiać będzie z ludzi, kto tylko go ujrzy" Tak powiedziawszy, ją tam pozostawił i poszedł do miechów; Zwrócił takowe do ognia, by dęły potężnie do pracy. Miechów dwadzieścia w czeluście poczęło wszystkie dąć razem, Nadymając się zewsząd by silne dęcie pobudzić, Raz by pracującemu pomagać, to znowu ustawać, Według rozkazu Hefaista i jak wymagała robota. W tygle na ogniu dorzucił najtwardszej miedzi i cyny, Oraz i złoto kosztowne i srebro, atoli następnie Wielkie kowadło na pniaku obsadził; i ręką, uchwycił Prawą młot ogromny, a lewą chwycił obcęgi. Więc nasamprzód wykowa tarczę ogromną i ciężką, Wszędzie ją zdobiąc misternie, i brzeżkiem obtoczył dokoła Trójkarbistym świecącym, a pas do noszenia był srebrny. Tarcza składała się z pięciu pokładów, atoli na wierzchu Wiele wyrzeźbił obrazków z wysokim sztuki pomysłem. Tamże więc wyobraził i niebo i ziemię i morze, Słońce o wiecznej sile i księżyc w pełni okrągłej, Tamże i znaki niebieskie, co niebo wieńcem otoczą, Wszystkie Plejady, Hyjady i Orionową potęgę, Oraz Arktona, którego przydomkiem woza nazwano, Który się kręci na miejscu i wciąż na Oriona czatuje, Jeden on w Okeanosa się falach kąpać nie może. Dalej wyrzeźbił dwa miasta językiem ludzi mówiących, Piękne; a w nich się wesela i uczty wspaniałe gotują; Oblubienice z komnaty przy świetle pochodni błyszczących Wyprowadzają przez miasto; gotują się gody weselne; Młodzież w tanecznym gronie się kręci, a z niemi do pary Cytry i flety odgłosem wtórują; niewiasty atoli Stojąc na progu przedsionka z osobna każda podziwia. Obok na rynku zebrany był naród i tamże się kłótnia Wszczęła, i mężów dwóch o zapłatę kłótnię prowadzi W sprawie o mężozabójstwo, ten twierdzi że wszystko zapłacił Głosząc w obec narodu; ów przeczy by dostał cokolwiek. Obaj dążyli do sędziów by koniec sprawie położyć; Z każdej im strony lud potakuje, stronników ma każden; Zaś keryxy pospólstwo wstrzymują; atoli starszyzna W gronie poważnem zasiadła na wygładzonych kamieniach; Berła keryxów na rękach o głosie donośnym trzymając, Między niemi powstawszy kolejno prawo stosują. Złota zaś dwoje talentów pośrodku leżało gotowych, Przeznaczonych dla tego co prawo najsłuszniej wymierzył. W koło zaś miasta drugiego stanęły dwa wojska obozem Bronią świecące. Podwójnie oblegający radzili, Albo takowe zniszczyć, lub wszystko w połowie rozdzielić, Co się z dostatków znajduje w uroczym grodzie zawarte. Tamci się jeszcze nie godzą i zbrojnie się kryją w zasadzkę. Murów zaś bronią małżonki drogie i dziecka niewinne Stojąc na nich, a w tyle mężowie starością przybici; Oni więc idą; dowodzi im Ares i Pallas Athene, Obaj ze złota i również odziani szatami złotemi, Wielkie i piękne, z rynsztunkiem, jak przecież nabogów przystoi, Okazali oboje; zaś naród był mniejszej postaci; Tamci gdy doszli do miejsca gdzie leżeć wypadło zasadzką, Po nad rzeką gdzie wszystko do picia bydło pędzono, Tam oni sobie zasiedli, okryci miedzią świecącą. Nieco opodal przysiadło z narodu dwoje na warcie, Wyczekując aż ujrzą, owieczki i bydło rogate. Szybko się ono zjawiło, za niemi dwoje pastuszków Przygrywających fujarką; podstępu się nie domyślali. Tamci ujrzawszy się na nich rzucają, i szybko następnie, Stado bydełka do koła i piękną trzodę obtoczą Białowełniastych owieczek; i potem zabili pasterzów. Oni zaś gdy usłyszeli ten hałas i wrzawę przy wołach, Kiedy siedzieli na radzie, natychmiast na wozy zaprzężne Końmi szybkiemi wskoczywszy, ścigają i wkrótce dognali. Uszykowawszy się bitwę rozpoczną u brzegów strumienia, Jedni na drugich rzucają dzidami w spiż okutemi. Kłótnia się tam ujadała i Zgiełk i Kiera złowroga, Która zarówno, czy rannych żyjących, czy wcale nietkniętych Zmiata, zaś innych poległych śród zgiełku wlecze za nogi; Szaty jej zaś na ramieniu kraśnieją od krwi bohaterów. Tłumnie się kręcą i walczą, podobnie jak ludzie żyjący, Ciągnąc nawzajem ku sobie poległych ciała wojaków. Potem, umieścił on pulchną i żyzną rolę nowinną, Odwracaną trzy razy, a na niej mnogich oraczy, Którzy skibiąc pługami orali tam i napowrót. Oni zaś gdy na uwrociu do końca ugoru dociągli, Wtedy każdemu do ręki miareczkę wina słodkiego Mąż obecny podawa; lecz oni skrzętnie po skibach Nawracali, gdyż pragną ugoru do końca doorać. Ziemia się z tyłu czerniła, podobnie do świeżo zoranej, Chociaż będąca ze złota; tak zręcznie to było zrobione. Dalej umieścił on łan obficie zarosły, a na nim Żeli żniwiarze, z ostremi sierpami się w ręku krzątając. Jedne garście po składzie padały gęsto na ziemię, Inne zaś snopy wiążący ściągali powrósłem słomianem. Trzech wiązaczy do snopków stanęło; atoli za niemi Chłopcy garści zbierając na rękach je przynosili, Dobrze roboty pilnując; a pan między niemi w milczeniu Laskę trzymając przystawał na składzie, radując się w sercu. Nieco opodal keryxy pod drzewem gotują wieczerzę, Wołu ofiarą wielkiego zajęci; atoli niewiasty Na przyprawę żniwiarzom sypali jęczmień mielony. Tamże umieścił winnicę zarosła bujnie szczepami, Piękną, złocistą, na której się czarne grona kołyszą; Srebrne paliki rzędami ustawił od końca do końca; Rowkiem ze stali do koła obtoczył, a płotkiem ogrodził Z cyny; lecz ścieżka jedyna się wzdłuż winnicy ciągnęła, Kędy nawrócą zbieracze, gdy czas winobrania nadejdzie. Dziewki i dzielne mołojcy z wesołą w głowie pustotą, Niosą w plecionych koszyczkach zbiór słodziutkiego owocu. Między niemi w pośrodku chłopaczek na dźwięcznej formindze, Mile przygrywał i dumkę do tego nucił wesołą Głosem cieniutkim, lecz oni pląsając wszyscy zarazem W miarę, i nucąc półgłosem rzucając nóżkami szli za nim. Tamże wyrzeźbił i stado bydełka o rogach wysokich; Były jałówki ze złota a drugie z cyny wykute; One ryczące z obory na żyzne pędzono pastwisko, Koło rzeczki szumiącej i kołysącej się trzemy. Złote pastuszki z bydełkiem zarazem postępowali, Czterej, za niemi dziewięciu leciało piesków ruchawych. Dwóch zaś okropnych lwów z pomiędzy wołów na przedzie, Ryczącego buhaja porwało; ten ryczał okropnie Porwań w pazury; puszczają się za nim i psy i pasterze. Bestye te rozszarpawszy buhaja skórę wielkiego, Czarną krew i jelita chlupały; atoli pasterze Darmo za niemi gonili szybkiemi szczując kundlami. One się bowiem lękały by lwów zębami napocząć, Blizko dobiegłszy stanęły szczekając, lecz znów uciekały. Tamże wyżłobił pastwisko kulawy sztukmistrz przesławny W pięknej dolinie i wielką gromadę wełnistych owieczek, Stajnie i kryte namioty i w koło grodzone podwórze. Potem i grono taneczne wykonał zręczny kulawiec, Wielce podobne do tego co kiedyś w Knozie obszernej Dajdalos był wymyślił dla pieknowłosej Ariadny. W pośród onego mołojce i panny gęsto swatane, Tańcowali, rękoma za dłoń się wzajemnie trzymając. One w cieniutkich oponach tańczyły, a tamci chitony Sztucznie przędzone przywdziali, świecące łagodnie jak olej. [Panny wiankami pięknemi przybrane; mołojce zaś noże Złote nosili przy boku, na srebrnych paskach zwieszone]. Oni się tedy kręcić poczęli wprawnemi nogami Łacno i lekko; podobnie jak garncarz w dłoni zwinnego Kółka siedzący probuję, czy kręcić się będzie stosownie; W innem znów miejscu rzędami naprzeciw siebie tańczyli. Liczne pospólstwo stanęło przy wdzięcznem gronie tańczących, Z. upodobaniem; a boski przed niemi śpiewak zanucił, Przygrywając na harfie, a dwóch kuglarzy w pospólstwie Kiedy się śpiew rozpoczął w pośrodku się koła kręciło. Wreszcie potęgę strumienia wyrzeźbił Okeanosa Wzdłuż ostatniego rąbka przemyślnie tarczy wykutej. Później gdy tarczę wykończył, ogromną i silną potężnie Wtedy mu wykuł i pancerz jaśniejszy od blasku płomienia; Odkuł i ciężką przyłbicę do skroni przylegającą, Piękną misternej roboty i kitą złocistą opatrzył; Wreszcie i szyny na nogi z najlepszej cyny sporządził. Potem gdy wszystkie te bronie wykończył przesławny kulawiec, Wziąwszy je w rękę położył przed matką Achillesową. Ona sunęła jak sokół ze szczytu Olimpu śnieżnego, Pysznie świecący rynsztunek od Hefaistosa niosąca.