[Zwrotka 1: Oskar] Miałem sen - wielkie wrota jak i sam budynek I światło lejące się jakby było tu płynem Ściany pulsujące, a w nich żyły pompują krew Jest fluorescencyjna jak nad wejściem as trefl Nitki żył fioletowe, są ich tysiące Nie parzą, gdy podchodzę, choć wrzą - tak są gorące Opary, które lekko wdycham, nie są trujące A istoty które mijam mówią, chociaż leżą w śpiączce Wchodzę do środka, nie muszę otwierać drzwi Przenikam jak dym z ognia, który wokół się tli Nie mam ciała, ani dłoni, ale dotykam Tysiące oczu patrzą na mnie, wiszą na stalaktytach Ściany z marmuru i czuję w nich życie Ciecz nie opada w dół, tylko płynie tam po suficie Kolumny pokrywają alfabety fraktalne Nie znam języka, ale rozumiem - to naturalne Sala do której wchodzę jest nieograniczona Płaskorzeźby trzymają moje uczucia w szponach Lamp słabe światło, ale tu są ich setki Wiszą na dziwnych kątach przecząc prawom geometrii Na środku samym schody bez końca się wijąc Ale czas na wejście był krótki jak epizod Ciecz po której stąpam płynie z białej fontanny Otoczonej przez sferę, która zmienia wciąż kształty Wodospady płyną w górę - mógłbym się dziwić Lecz wstęp tu mają tylko Ci, co nie zwątpili Dobrze wiem, że nie zrobią mi krzywdy Łuskowate bestie o powłokach oślizgłych Na środku fontanny lewituje bóstwo Morphuje by przybrać mój kształt i nagle jestem sam i jest pusto Nie wiem teraz czy to był sen, czy trip Zbudziłem się z wrażenia, nie obudził mnie krzyk [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]