Numer Raz - To już nie ten sam ziom lyrics

Published

0 114 0

Numer Raz - To już nie ten sam ziom lyrics

[Verse 1: Ten Typ Mes] Jest coś w tych wszystkich przemianach Z chłopca w mężczyznę, z mężczyzny w dziada Przypadek to, czy świadoma chęć Chłopcy zamieniając je w rytm liczby 25 Nagle nigdy więcej piątków z piwem (co?) sobót z kacem Trudno powiedzieć czy to przez babę, hajs, czy pracę Kopać już grób za życia W szufladzie jeszcze masz ściągi które ci pożyczał Kiedy łaskawie się odezwie mówi innym tonem Przyjaciel, a brzmi jak oponent, raczej innym ziomem Stał się na wieki, czy to tylko epizod Kurde, tak nagle z trampek w kapcie przed telewizor Zadzwoni za 20 lat podniecony niezdrowo Mes dawaj na melanż z moją drugą żoną Wtedy ja już obcy, kto może to przewidzieć Będę grał gdzieś w Chicago jako głodny DJ On zechce cofnąć czas o godziny i doby Ja pewnie będę zbierał na przeszczep wątroby Tak czy siak jeśli zrobię podobny przekręt Powiedz - zmieniłeś się ziom i puść mi ten refren Ref. [x2] [Ten Typ Mes] To już nie ten sam ziom (nie) Nie ten sam ziom (ja dobrze wiem) (Dobrze wiem, że to już nie on) [Verse 2: Numer Raz] Witaj ziomie co u ciebie dziś słychać Mamy już po żonie, ale przecież jeszcze nie czas zdychać Ty mówisz mi, że to miłość do grobowej deski Masz charakter dzieciaka choć się zbliżasz do trzydziestki Ej chłopie, może ustaweczka na gibla Bo ja też jestem w dybach, ale swoje dalej robię Jakoś trzymam się choć te latka lecą fest Spod pantofla zdążyłem już wyjść, a nawet zbiec Ty, taki zawsze byłeś luzak beztroski Dzisiaj widzę jak troski już zdążyły cię zjeść Ale mów już jak poza tym, bo to męczący temat Biłeś koleżków wszystkich w chuj teraz zacząłeś ich zbierać Było pomyśleć zanim spierdoliłeś sobie z gry Zjadłeś na związkach zęby żeby teraz ssać cyc Ale poczekaj, bo chciałeś mi nawinąć, po co dzwonisz Po tych paru latach chcesz znajomość odrobić Nie wiem czy pamiętasz jak gadaliśmy z rok wcześniej Umówiliśmy się na Sylwka, miałeś wpadać tu częściej I co? od tamtej pory nawet słowa sorry Pochłonęła cię znów praca czy to żona trzyma zawory (auć) Ref. [x2] [Verse 3: Łona] Pije mnie ten kołnierz, zimny ten poranek, że aż trzęsie mnie Cóż, w sumie ostatnio widzę świt jakby częściej nieco Z resztą z dość prozaicznych powodów Wstaję wcześniej odkąd zacząłem łysieć z przodu I zaraz potem ten niegdysiejszy pęd, obecnie popęd wręcz W furze zamiast "Walk On By" Fat Joe'a TOK FM I widok z okien hen na inne okna W których cieniu stoją tacy jak ja, ziomy z tego refrenu Kurwa, byłoby tak pięknie, ale gdzie tam znów Wstałem w południe znów, dzień mi bezpowrotnie przepadł Wciąż koszula rzadko jak na szkolny apel Wciąż ten brak konsekwencji i wciąż zakola zbyt kudłate Mimo tylu starań błąd za błędem Żaden tam, nie ten sam ziom co najwyżej pretendent Czekam na ten dzień nieobiecany Kiedy z czystym sumieniem będę mógł powiedzieć o sobie samym, że Ref. [x2]