[Zwrotka 1] Musimy stać nad przepaścią skoro tu takie echo Im większy feedback tym jeszcze bardziej bawi mnie to Spacer po linie, po wódzie i wszystkim co tu zmieszczę Niepotrzebne skreślić, potrzebne dodać; pieprzę Solę swoją paranoję, to otwarta rana Rozdarta na dwa strzępy - na lewy i prawy kanał Przód mojej głowy zajęty przez głosy - mieszkają w niej W tyle najczęściej metalowa płytka - nie ufam jej To jest jak pierwsze demo, czuję że zawojuję świat Sukces zrodzony z szaleństwa, kwitnącej choroby kwiat Pięknej pogody tu brak, ale czy to nie jest piękne? Jestem szaleńcem - nie myślę rozumem, czuję sercem To takie dekadenckie, ze mną ostatni bastion Świat czeka aż pęknę, osiądę w matni; fiasko Jadę furą przez miasto upadłych i przeklętych Mijając tych całkiem umarłych i tych wniebowziętych A sam mierzę wysoko, niektórzy nisko Wolą moje życie to oksymoron; wódka i Nitrobolon Wszyscy milczą, bo solą w oku dziś jestem ja Kiedy odchodzę, szczęką kłapią; blablabla x3 Musimy być w niezłej dupie, skoro tu takie echo [Refren x2] Wierzyłem i czekałem na ten moment przez całe życie (przez całe życie) Ej, co jest grane, nic nie widzę i przestałem słyszeć (przestałem słyszeć) [Zwrotka 2] Musimy być w niezłej dupie, skoro tu takie echo Być może słabo mnie słychać, bo z oddali śle to Nudzą mnie już propsy, jestem zupełnie obcy jak alien Za sobą palę mosty, powód jest prosty dla mnie Nie ma stąd wyjścia, a więzi mnie mój własny umysł Chcę tylko świętego spokoju z domieszką dumy To co stworzyłem jest niczym od strony absolutu Zachwiana perspektywa - chodzę na rękach bez butów Nie mam już miejsca dla ciuchów, te szmaty nie znaczą nic I nie mam miejsca już w brzuchu, ale chcę dalej pić Miałem już parę żyć, to kumulacja, moja karma Ginę od spadającego kokosa, bo odbiła mi palma Blablabla x2 Musimy być w niezłej dupie, skoro tu takie echo [Refren x2]