Narodowe Centrum Kultury - Sylwetki - Pezet lyrics

Published

0 153 0

Narodowe Centrum Kultury - Sylwetki - Pezet lyrics

Jan Paweł Kapliński, ur. w 1980 roku w Warszawie. Raper, wydawca płytowy, współzałożyciel firmy odzieżowej, przez pewien czas prezenter listy przebojów „Rap fura” w telewizji VIVA. Zaczynał wraz z Onarem w zespole Płomień 81, by wydaną w 2002 roku „Muzyką klasyczną” zainaugurować solową działalność. Album był wyrazem niespotykanej wcześniej w takim wymiarze troski o formę wersów i na zawsze zmienił scenę. Pezet był również współzałożycielem freestyle'owego składu Obrońcy Tytułu, słynnego dzięki bitwie z Gib Gibon Składem. Do 2013 roku Kapliński wydał trzy albumy z Płomieniem 81, cztery własne albumy długogrające, płytę w duecie z młodszym bratem Małolatem i album koncertowy zarejestrowany podczas występu w warszawskim klubie 1500 m² z 2012 roku. Pięć spośród tych krążków znalazło się w pierwszej dziesiątce zestawienia OLiS, dwa zyskały status złotych płyt. Kapliński nagrywał z najważniejszymi reprezentantami rapowej sceny – m.in. zespołami Molesta i Grammatik, donGURALesko, Tedem, O.S.T.R.-em, Eisem oraz VNM-em. Był stałym gościem płyt producenckich – nagrania Donatana, WhiteHouse czy Praktika były nawet promowane przez teledyski z jego udziałem. Liczba fanów na jego facebookowym profilu nieuchronnie zbliża się do miliona. Najpopularniejsze w jego dorobku są nagrania stworzone wespół z Sidneyem Polakiem. Utwór „Otwieram wino” dotarł na dziesiąte miejsce niedostępnej zwykle dla raperów Listy Przebojów Programu III Polskiego Radia, zaś klip do „Co mam powiedzieć” przekroczył 10 milionów wyświetleń na YouTube. Choć swoje pierwsze spotkanie z hip-hopem Pezet zawdzięcza kasetom Liroya, ważniejsze jest to, co stało się w warszawskim liceum nr 81. – W pierwszej klasie poznałem się z Onarem i z całym jego zespołem TJK [działali w nim także Dizkret, WuBe i Nicer – przyp. red.]. Również wtedy ktoś ze starszej klasy sprzedał mi rapowe płyty – wspomina Kapliński, który zaczął wówczas słuchać rapu świadomie. – Dla mnie to była totalna zajawka. Studiowałem historię rapu, czytałem wszystko, co tylko wpadło mi w ręce. To było niesamowite. Po roku wylądowałem u WuBe w studio i zaczęliśmy nagrywać – mówi. Przyznaje, że przede wszystkim pomagało mu to, iż jest z Warszawy, miasta, w którym nowe wytwórnie, małe i duże, powstawały jak grzyby po deszczu, a podpisanie kontraktu leżało w zasięgu ręki większości aktywnych raperów. Tak też było z Płomieniem 81, jego duetem z Onarem, który zadebiutował w 1999 roku płytą „Na zawsze będzie płonął…”. – Gdy myślę o pierwszej płycie Płomienia, to wydaje mi się dziś, że to nie jest nic specjalnego. Tytus zauważył nas w studiu u Ośki, czyli w pokoju w domu jego rodziców, gdzie nagrywaliśmy utwór dla Volta. Swój album przygotowywaliśmy bez żadnych dalszych planów, tymczasem Tytus wziął nasz materiał, wydał i jeszcze winyle wytłoczył – wspomina raper. Ważny wpływ na brzmienie nagrania wywarł klimat osiedla, na którym Onar i Pezet dorastali. Wersy poświęcone ursynowskiemu blokowisku, „dzielnicy, którą od zawsze żyje moja dusza”, często padały w nagraniach duetu. Co więcej, Pezet początkowo korzystał z pseudonimu PZU, czyli Paweł z Ursynowa. – Ursynów miał na mnie olbrzymi wpływ. Dzisiaj to wiem. Ja zawsze byłem zbuntowany i zawsze byłem leniem, więc jak tylko pojawiły się możliwości uciekania ze szkoły, to byłem pierwszy. Wychodziłem z ursynowskiego liceum i co widziałem? Chłopaków z Molesty, którzy kawałek dalej siedzieli całą watahą, pili piwko, palili jointy, słuchali rapu i nie wiadomo co jeszcze. Oni mi imponowali – mówi Pezet i wspomina moment, w którym Vienio na kilka tygodni przed premierą debiutanckiego „Skandalu” Molesty przyniósł kasetę z utworami z płyty Onarowi. Pierwszy album Płomienia nagrywany był po amatorsku, ale z pełnym zaangażowaniem. Dla Pezeta oznaczał pierwszą prawdziwą pracę, godziny w studio, dyskusje, planowanie. Opublikowane już rok po debiucie, zrywające z producenckim monopolem Ośki, przynoszące nowego wydawcę (RRX) oraz trzeciego członka grupy Deusa „Nasze dni” (2000) powstały już raczej tylko siłą rozpędu. Choć znalazły się tam istotne utwory, takie jak nagrany do beatu Tedego, wsparty gościnnym udziałem Fenomenu kawałek „Dwulicowi ludzie”, w ocenie współautora za dużo było chaosu, a co gorsza zabrakło choćby jednej przewodniej myśli. – Już wtedy czułem niedosyt. Wiedziałem, że chcę nagrywać sam, a z drugiej strony byłem chłopaczkiem, który nie wiedział nawet, czy to zadziała – opowiada Pezet. W latach 2000-2001 większość jego gościnnych występów była wydarzeniami – na Elemerze był bezczelny, hedonistyczny, bardzo amerykański, u Eldo wymierzył prztyczek w ucho DJ-a 600V, Fu i DJ-a Mario, zaś biorąc udział w projekcie LariFari, pomógł rodzić się polskiemu nu-soulowi. Najważniejsze jednak okazało się nagranie na „Światła miasta” zespołu Grammatik. Jego rezultatem było nawiązanie współpracy z producentem bemowskiej grupy, Noonem. Wcześniej Pezet planował bowiem nagrywać do beatów Praktika. Podczas gdy raper zachował pełną swobodę artystyczną i mógł pozwolić sobie ma rozstrzał tematów, Noon szukał sposobów na zachowanie brzmieniowej spójności. „Muzyka klasyczna” (2002) skutecznie łączyła „Slang”, utwór zgrabnie pokazujący możliwości języka polskiego, uznawany za pokoleniowy manifest „Ukryty w mieście krzyk” czy wreszcie przekuty w zabawę słowem flirt, jakim była „Seniorita”. Właściwą klamrę spinającą piosenki udało się też znaleźć na drugim krążku przygotowanym przez tandem Pezet-Noon. Wydana po dwóch latach od premiery poprzedniczki „Muzyka poważna” (2004) oferowała emocjonalną wiwisekcję, pesymistyczny portret społeczeństwa w przebojowym singlu „Szósty zmysł”), jak i mozaikowe przedstawienie losów poszczególnych jego przedstawicieli w trzyczęściowym „Retro”. Rolę wentyla bezpieczeństwa pełniła żartobliwa opowieść o imprezach „Mieliśmy być poważni”. Ten ostatni utwór zwiastował zmiany w preferowanej przez Pezeta estetyce. Nic dziwnego – pod koniec nagrywania „Muzyki poważnej” trochę się w jego życiu zmieniło. – Dla mnie jako kolesia młodego, który jeździ na trasy, koncerty, gra i dostaje za to pieniądze, zaczął się rock'n'roll – wspomina. Zapisem tamtych chwil jest znacznie bardziej naszpikowana elektroniką i nowymi muzycznymi tropami płyta przygotowana do beatów Szoguna, czyli „Muzyka rozrywkowa” z 2007 roku. Suplementem do trylogii był zaś dystrybuowany internetowo, napisany do muzyki Zjawina minialbum „Muzyka emocjonalna” (2009). Znalazła się na niej piosenka „Spadam”, wyznanie miłości człowieka opuszczonego przez ukochaną, określane przez samego zainteresowanego jako jedno z największych wyzwań w karierze. – Wiedziałem, że muszę wejść w rolę, muszę się tam prawie poryczeć, wydrzeć. Jesteś dorosłym facetem, ale dzieciakiem, takim zakochanym gnojem. To było trudne. Ze strony ludzi myślących racjonalnie zawsze spada na mnie ostra krytyka, bo to jest gruby patos. To jest największy patos, jaki popełniłem w życiu, takie pompatyczne zło – surowo ocenia swoje nagranie raper. W ciągu kilku lat Pezeta mogła rozbestwić reakcja na trzecią, epigońską płytę Płomienia 81 (w plebiscycie portalu Hiphop.pl i audycji „WuDoo” „Historie z sąsiedztwa” uznano za najlepsze w 2005 roku), sympatia okazywana zespołowi w trakcie konfliktu z Tedem czy dobra sprzedaż wtórnego treściowo, nowocześnie za to brzmiącego, nagranego wspólnie z Małolatem „Dziś w moim mieście” (2010). Z kolei przyjęcie „Radia Pezet” (2012) zmuszało do ochłonięcia. To miało być odbicie ówczesnych fascynacji muzycznych rapera – już nie Gang Starra, Big L-a czy AZ, jak w pierwszych latach kariery, a komercyjnego, brytyjskiego grime'u spod znaku Kano. Nikt jednak w Polsce nie był w stanie przygotować raperowi odpowiednich beatów. – Przyjechałem wreszcie do Sidneya Polaka, on mi puścił pokład, który znalazł się zresztą na płycie i ilustruje utwór „Fakty, ludzie, pieniądze”. W 2010 roku to było coś – wspomina artysta. Niestety, „Radio Pezet” ukazało się dopiero na jesieni 2012, a po premierze kwestie materialne i osobiste poróżniły współautorów. Kapliński jest jednak zdania, że to na tym albumie znalazły się najlepsze teksty w jego karierze. Reakcją na medialne zamieszanie, oskarżenia, często też ostracyzm stał się singiel „Ostatni track” nagrany do beatu Auera i wydany w 2013 roku także na winylu w otoczeniu elektroniczno-beatowych remiksów. „Niedobre skutki mają moje przeszłe czyny / Staram się napisać tekst, lecz to tylko popłuczyny” – wyznaje odbiorcom swoim rapem. Obecnie rozważa nagranie płyty, która ma być jego ostatnią. Chce skupić się na działalności wydawniczej współprowadzonego przez siebie labelu Koka Beats.