Mihtal - Wrócę silniejszy lyrics

Published

0 41 0

Mihtal - Wrócę silniejszy lyrics

[Zwrotka 1: Edzio] Moje życie to imadło, ja przed szczękami się wzbraniam Nieustannie przygniatany przed cudze oczekiwania Brak miejsca na złe dni, słabości czy kompleksy Tutaj, gdy wchodzisz na scenę, to zawsze masz być najlepszy Świat przemierzam na stopach tak jak Bilbo, słowo Bo na życiowym szlaku wybrałem ścieżkę dźwiękową Czasem myślę w którym miejscu znalazłbym wędrówki koniec Gdybym na rozstaju dróg wtedy poszedł w drugą stronę Czy czułabyś to samo do mnie, ilu bym kumpli miał Tych co gadają na mnie tak, że słów mi brak Czasem mam ochotę milczeć, kiedy trzymam majka w łapie Czasem mam ochotę krzyczeć, kiedy sznurują mi japę Wszystko tak fałszywe, ludzie kłamią i bełkoczą Do tego stopnia, że nie wierzę już nawet własnym oczom Gdy znasz gościa lata, poszedłbyś za nim nawet do piekła Po czym zmieniasz zdanie w sekundę jak autokorekta [Refren: Edzio] Bez znaczenia ile rzucisz mi kłód pod nogi Ile zrobisz, by zatrzymać mnie, ja i tak będę pierwszy Będę szedł, nie oderwiesz mi nóg od drogi Ile byś nie zrobił mi i tak wrócę silniejszy [Zwrotka 2: Filipek] Miałem większe kompleksy niż it's my love Bo panna dwa lata ze mną i miała być na słowo Dziewięć lat grałem w nogę przy spoko zdolnościach Jeden upadek typie i się rozeszło po kościach Łokieć tak rozjebany jak kiedyś Kartagina Nie zegnę go już nigdy jak głowy przy skurwysynach Bo rozumiesz o życiu najlepiej prawdę brudną Jak budzisz się w szpitalu, w gardle z rurką Życie się na mnie mści, nie chodzi tu o kasę Ostatnią operację czułem gorzej niż Frank w Ka**el Wkurwiony na maksa jak fakty i pudelek Lubiłem tańczyć z życiem razem w takty butelek Osiedle proktologów nie chcę już siedzieć z nimi Wiecznie tam rozmawiając o dupie maryni Życie składam do kupy póki jest jeszcze widno Bo przeginałem pałę jak laski na xvideos [Refren: Filipek] Bez znaczenia ile rzucisz mi kłód pod nogi Ile zrobisz, by zatrzymać mnie, ja i tak będę pierwszy Będę szedł, nie oderwiesz mi nóg od drogi Ile byś nie zrobił mi i tak wrócę silniejszy [Zwrotka 3: Feranzo] Ty, nie chodzę na siłkę, na razie robię masę... głupot I tak wyrzeźbię sukces, i to przyjdzie z czasem suko Raczej głupio patrzeć w oczy jak mnie nazwiesz skurwysynem Bo aż mnie siatkówki bolą od waszych chamskich zagrywek Życie zabrało mi matkę, ja widziałem tę walkę Przy tym wasze hejty to jebnięcie kwiatkiem Bitewny ze mnie ziomek, choć niemoc czuję czasem Obiecałem Ci nad grobem, że tu jeszcze wrócę z pasem Jeszcze będę się spowiadał z walki z Quebą I tym paru koleżankom na które machnąłem ręką Gania za mną parę, wiem to, nie jestem głupcem I nie strzele gola byłym jak Lewandowski w Dortmundzie Kiedyś bywało różnie a teraz mam swoją Czas przestać zjadać własny ogon jak Uroboros Wychylam sporo za tych co nie mogą – Faber Jeszcze się spotkamy ziomuś i stoczymy jakiś battle [Refren: Edzio] Bez znaczenia ile rzucisz mi kłód pod nogi Ile zrobisz by zatrzymać mnie ja i tak będę pierwszy Będę szedł nie oderwiesz mi nóg od drogi Ile byś nie zrobił mi i tak wrócę silniejszy [Zwrotka 4: Edzio] Nie jarają mnie melanże ani tańce o świcie Odkąd byłem sekundantem bliskich w walce o życie Powtarzają YOLO jak z ośki dwóch ziomali Życie było placem zabaw, aż w końcu się wyhuśtali Wtopiłem pół życia przez zamułe i lenistwo Dzisiaj wtapiam drugie tyle, żeby odklepać ten dyplom Prędzej spieprze na wyspy zmywając przez życia resztę Niż u matki na chacie zdmuchnę tę trzydziestą świeczkę [Zwrotka 5: Filipek] Kurwa, a jakbym teraz miał być ojcem Jak wale rudą, jebię życie i trwonię forsę Jak jeżdżąc po tej Polsce robię se pastisz życia A moi sajko mówią: "Filip, weź się przyzwyczaj" I może czeka korpo, robo za dwa z kawałkiem I szef z zalaną mordą co dyma sekretarkę To przejdę przez te ciernię możliwie jak najdzielniej Bo nie ma takiej siły co zniszczy wiarę we mnie [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]