Medium - Matka planeta lyrics

Published

0 61 0

Medium - Matka planeta lyrics

[Verse 1] To nasza matka ziemia nasza matka ziemia nasza matka ziemia x4 Dniem nie obchodzę urodzin, one mnie nie obchodzą Nie liczę lat, latam nad liczbami jak samolot Co? można spoglądać w chmury kolor mleczny jest Jay-Z kupił sobie wielki błękit Kawał nieba, podziel się kawałem serca Mknę niebo oceanem jak poeta w wierszach Wyczuwam nietakt, dlatego takt mam taki Jaki dzień takie flow Pharoahe Monch Dopiero otwieram spirytystyczny seans, ultrafioletowy promień Chwytam wciskam w swoje młode zwoje w drzewo życia Żywica spływa po korzeniach Wlewa się do komórek, które generuje mózgiem łączę Fakty tylko z metafizyką za dnia, to jakaś masakra poczuj człowieku ten wiatr Ten wiatr, który podróżuje w kosmos i zaufaj mi Wiele byś dał, by trwać tak jak ja Oto.. Woda, ziemia, ogień, powietrze Matka planeta, która wie, co to wiedzieć To jej córka, noc i syn, dzień Jestem dzieckiem dnia, z córką rozmawiam przez sen To nie prawda, że nie umiesz kochać To nie prawda, że nie umiesz śnic Prawdą jest, że nie poznasz nigdy prawdy Póki nie nauczysz się z nią Żyć.. [Verse 2] Nocą stąd rozpoczniemy nową pogoń słowną Podobno noc jest po to, by podobać się aniołom Oko w oko z nią, noc, spoglądam w nieboskłon To są te chwile, kiedy czuje uwolnioną wolność, mocny Zażywam życia za życia żywotny Spadłem z księżyca, ale wracam tam, zawsze w nocy Podpisz się pod tym płaszczak nie będziesz samotnym, tworzywem Do przerobienia na serato, piksel! Jestem iglak an*logowy sygnał mam I emituję go na wysokich frekwencjach tam Wskazuje ci mój szyk świadomości, rydwan na złoconych skrzydłach Zbliżam się do srebrnej tarczy widma, działa na każdego Namagnetyzowany tak, by działać na twój ezoteryczny stan Wprowadza równowagę w nas, wyprowadzę was Rydwanem do gwiazd, aby rozlać wielki blask! Bądź mi płatkiem śniegu, miej strukturę Zmieniaj ją co sekundę w śnieżną burzę Bądź mi kroplą deszczu, płyń mi brzegiem A tą tajemna sferę obnażaj w ulewę Bądź mi lawą, wulkan to za mało Kruszysz skały, jakby miały symboliczną wartość Jesteś echem, wiatrem, wiesz, że pragnę bardziej ciebie Znajdź mnie, czekam, proszę, spiesz się Woda, ziemia, ogień, powietrze Matka Planeta, która wie, co to wiedzieć To jej córka Noc i syn Dzień, jest dzieckiem dnia Z córką rozmawiam przez sen To nie prawda, że nie umiesz kochać To nie prawda, że nie umiesz śnić Prawdą jest, że nie poznasz nigdy prawdy Póki nie nauczysz się z nią żyć, proszę przyjdź [Verse 3] Bezwzględnie patrz mi w słowa, kiedy mówię Jestem zawieszony pomiędzy nimi i lewituję Łączę dwa żywioły w jeden, mocny strumień O tym mówię, chrońmy ujęć dobrych źródeł Mówię, że sami wysychamy bez czystej prawdy Nazwij to korytem rzeki, chorych nie wskrzesisz Gdy twój chory horyzont zachodzi za wilgotną Kotarą kan*lików ludzkich oczu, ziemskich rzek To wciąż ściek wściekam się, kurwa, na chlew Kup jeszcze jedno auto, mało masz A mnie maskę przeciwgazową tak przy okazji daj Dezodorant do rzęs wyjeb, może myj się Może się mylę, jestem alergikiem, i pylę Rymem, nie rób basenu z wanny Choć chloru więcej tam, kran ma dozownik taki Pomyśl, skręć butelkę, Brat, segregowanie śmieci nie boli Pałeczki coli, koncern odrzuć, skoncentrowany jak obóz Więzi naszych ludzi w środku! Tacy próżni Jak mi Bóg miły, umyj szyby, nocne niebo daje więcej światła Niż te styki, osraj żarówki, nie daj się im wysysać, wysycha Nasza Matka o pomoc błaga tsunami Trzęsieniami, usłysz tornada Rzuca się jak pies z pchłami Czy trzeba ją zalać wodą, by gryźć przestały?! Zamawiam kometę, nowa planetę zamawiam Konkretnie pierdolnie Chociaż już chodzisz po nastawionej bombie