Matt Wyrzykowski - Zakładam maskę lyrics

Published

0 100 0

Matt Wyrzykowski - Zakładam maskę lyrics

[Refren x2] Zakładam maskę, przed niechcianym wzrokiem twarz chronię swą I czekam cały dzień na czas, gdy ją mogę zdjąć Lecz muszę nosić ją codziennie parę godzin By kiedyś móc powiedzieć, że w niej nie chcę dalej chodzić [Zwrotka 1] Siódma rano, wyłączyłem pięć budzików przez sen Nieważne która jest, pobudka zawsze jest za wcześnie (to test jest) Jak co dzień, więc się będę trudził testem By osiągnąć sukces trzeba najpierw przetrwać w mieście Maska przygotowana, zawsze uwierająca Już czeka na mnie przy drzwiach na modłę kuriera gońca Chcę ściągnąć ją z siebie i zrzucić, by dosięgać słońca Sprowadza mnie na ziemię, cierpię i to nie ma końca Chce chronić swoje "ja", więc przymusowo je w masce zamykam Co boli pracodawcę, że od lat tu kładę tę miazgę na bitach I rzygam tym, że drżę, że ktoś mnie o tę maskę zapyta Zanim dojrzeję, by ją odrzucić, zdejmę kajdany, powstanę jak tytan Korpo tożsamość jest dziś tylko fasadą Jebana maska, życie dzielone: praca - dom Głos wraca do mnie rykoszetem: "sięgaj po zdobytą metę" Ale najpierw trzeba zacząć żyć i zdobyć monetę [Refren] [Zwrotka 2] Ratuj jakimś poradnikiem, może on się przyda mi też Jak tu szybko wydać płytę, żyjąc trybem: tyrka - weekend Mógłbym zgrywać Wiz Khalifę, smutnym być za kilka cyfer Lub na pełnej wczucie mówić o swym fiucie, że jest dynamitem Nie uciekam z maski w maskę, to ściema ciągle Z maski pod maskę, znaczy śmierć, siema Joe Black Czasem mówię sobie: "Tomek się nie gniewaj w ogóle" Ale rozwiązania szukaj w sobie, głąbie, a nie w google Znowu zarywam tu kolejną nockę, rano wyglądam jak weź mnie dobij Zakładam maskę, nie dość, że przyjdę, to ktoś mi tu coś każe jeszcze robić Znowu ten rok miał być mój, już się kwiecień robi Płytę mogę w lecie zrobić, przyjdzie jesień, w zimie gigi będę łowił W kolejne progi zaprasza mnie nowa fucha Znów wylecę lub się zwolnię, jak mi każą głąba słuchać Dzięki temu, że jest cel i wrodzona pogoda ducha To nieważna jest robota, stracę to od nowa szukam I wiem, że nie będę już długo się męczył, bo dawno odbywa się wojna domowa I nadchodzi moment, że pokażę twarz, bo maskę mam zamiar do końca pochować [Refren] [Zwrotka 3] Zakładam maskę, chociaż w niej nie chcę dalej chodzić... Kryje mi twarz i odbiera powietrze Nie chce tak trwać, nie dociera to jeszcze Do wrzenia doprowadza atmosfera pomieszczeń Nic się nie zmienia, znów to samo teraz co wcześniej Siedzę w masce, jak mam się czuć w pracy przez to Przez otwory w masce widzę tylko pół prawdy; d**hstroke To nie tak, że celowo szukam znów zwady z resztą Zamiast wyjść do pracy, wolę dać wyjść z szuflady tekstom Ślepy na cele korporacji ufam zmysłom Wierzę, że żmudna droga nie równa się trudna przyszłość Znów na terenie wroga, cud, gdy się ujść uda czysto Mógłbym pytać Boga czy już pora jest w chuj rzucać wszystko Jakiego Boga, jeśli mogę tylko winić siebie To przez to wszystko, że jesteś pizdą leniwy zjebie Jedyny powód czemu nie jesteś na fali dzisiaj To, że w domu nie siedzisz z tekstem, a palisz spliffa Trąci brakiem jaj, coś na kształt awarii prącia Smutnazaba.jpg będą ci wstawiali w komciach Chuja dawać z siebie chcę, chcę by uznawali Tomcia Bo Tomciowi się należy, chociaż w chuja wali constans W tym roku zmieniona praca po raz dwudziesty Już dawno powinienem zarabiać, pisząc tu teksty Co znaczy "powinienem", się nie dzieje rzecz to kiepska Jak złożę broń w swej wierze, sprzeniewierzę się po wszechczas Nie każdy wierzy, że może znaleźć pasję i pierdolnąć etat To właśnie zawdzięczamy szkołom, bo nas szkolą nie tak Życie ma mieć kolor, więc nie wolno wolno jechać Ściągam maskę! Rzucam korpo, żaden ze mnie robot Wiem, że nie będę już nigdy się męczył, bo właśnie wygrywam tę domową wojnę Pójdę na dno albo stanę na nogi, lecz maski mi więcej nie włożą na mordę! [Refren] Odliczał momenty, dzielące go od osiągnięcia maksymalnej mocy. Z każdą chwilą był coraz bardziej wściekły [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]