Mario Kontrargument - Karuzele, skoki z Bungee lyrics

Published

0 94 0

Mario Kontrargument - Karuzele, skoki z Bungee lyrics

[Zwrotka 1] To wszystko zaczyna się bardzo niewinnie Kupuję bilet, kupuję ich parę Bo zaczynam wątpić, że jeden wystarczy, a lubię te skoki Z góry do dołu i znowu to samo A wspinam się trochę, więc tracę czas chyba Spadając w dół nie myśl ta o podciętych skrzydłach, a wzrasta adrenalina Lubię tego kopa, a to chyba jest chore, bo przecież nikt o zdrowych zmysłach Nie chce spadać, a poza tym w moment zwalnia, bo przypał Nic tak nie trzyma w napięciu, jak dawka prądu, chyba mnie kumasz? Jakbym poślinił palec, umieścił go w gniazdku - tak to rozkurwiam! [?] łopoczą ochoczo okazję, sprzedaję bilet na następną turę Kręcę się w kółko i tak do porzygu, chyba już mnie nie rozumiesz? Nigdy nie jadę sam, wszystkie miejsca zajęte Rzadko kto mocno się trzyma barierki Siła odśrodkowa bawi się wnętrzem Wykręca wątroby, żołądki, nerki Karuzela melanżem [?] kacem, bileterki to kasjerki Taka jazda, tempo wzrasta, teraz pusty portfel, przeklnij Teraz chodź kroplę wódki przełknij Dziś tu zdzira namawia Cię, żebyś wszył sobie pod skórę disulfiram [Refren] Miasto nocą jest jak Disneyland Duże dzieci bawią się, nie chcą wracać do domu za wcześnie Chcą wywołać u siebie śmiech Sztuczny jak rozmiar źrenic, nic nie powstrzyma już zabawy tej Kupić bilet, się zatracić W diabelskim młynie wyobraźni, z logiką Kali pić, Kali płacić Karuzele, skoki z bungee I takie inny jazdy mam... [Zwrotka 2] Alko mordo, alko horror, alko bordo na ryju, kurwa Wątro musi odrosnąć, Prometeusz, słuchaj Jebać ten ogień, bo ludzie go nie chcą A jak go przejmą, gotowy samozapłon Wyobraź sobie ten kielon na miękko Potem wir w głowie, jakby była pralką Pierze Ci głowę ten gin w połowie Bierze [?], to Twoje pieniądze i Twoje zdrowie To zabrzmiało śmiesznie, jakby hipokryzja Ale uwierz, że nie chce już nad ranem zdychać Mimo to na wejście ten likier łykam Wydaję pengę, jakbym ją wsypał W sumie wsypuję, ale tylko na chillout W białą bibułę, melanż jak plastyka Języka, bo poginam na stylach Nawijam, kiedy w głowie mam świra I chyba tak musi być dzisiaj Bo nie wiem co będzie jutro, nie ma co gdybać Resztki pokarmu wypłukuje ślina Nieministerialny chuch, buch Łapię do płuc i mija mi chwila Jakbym rozkminał koło tygodni dwóch Bądź sobą i mnożą się tematy tabu I pogrom zwiastować chce dzisiaj światu Idiotkom, które motłoch, gadu-gadu I morodom, które ciągną [?] Ja - Hemingway drink, Ty lemingiem idź być Gdzie indziej dziś i wcielisz się w tych... [Bridge] W tych amatorów mocnych wrażeń Nie boli, póki sam siebie nie oparzę Głowa za mała na to co się dzieje w weekend tu Bite rekordy lotów, jak Vikersund Jeden tydzień z dwóch, idę na lecznicę znów Od wątrób do płuc boli wszystko Boli wszystko, karuzele, skoki z bungee Osiedlowe boże igrzysko... [Refren]