Mahyn - Trans cybernetyków lyrics

Published

0 118 0

Mahyn - Trans cybernetyków lyrics

[Zwrotka 1] Jednym okiem widzę naturalnie, drugie więcej dostrzega Kiedyś modne były tatuaże, dzisiaj - ulepszenia A ty taka naturalna, bez miligrama wszczepu Jesteś jak historia dawna, delikatna jak płatki śniegu Z okna trasę powietrznych taksówek widzę dla vipów Przez biel twoich spojówek oślepiona w oczy kole Podziwiaj to co wyżej, ten trans cybernetyków Śmiej się jak szalona z tego co na dole Nierówność zawsze była, co się stało z nami? Patrzyłem jak dzieliła władza nas klasami Nie idziemy już do przodu od 30 lat w górę Nie pamiętam już powodu, który stworzył tę strukturę Miasta są na miastach, jest dół, środek i góra Mieszkają w podmieście w charakterze szczura To najniższa forma bytu, tu jeżdżą autami Nie masz blasku to chodzisz, masz blask - latasz nad nami Biedak żebrze nie o chleb, spod łachman wystaje rój drutów Chce najtańszy lek uśmierzający ból odrzutów Nie wiem skąd miał blask na jakikolwiek wszczep Z mózgami klasy ZET jeden na trzech strzela w łeb Jest 6:44 wstań przeskanuj ramię Słyszę elektroniczny bełkot gdzieś w salonie Po co mi kupiłaś to cyber przypominanie? - Bo wydłubiesz sobie oczy jak ktoś zhackuje Ci dłonie Dlatego cię podziwiam, bo się bronisz przed ulepszeniami Nie chcesz oszukiwać świata sztucznymi piersiami Wyglądasz ponętnie coś dajesz nie jak bracze Co gapią beznamiętnie w sferyczne wyświetlacze Które swoją drogą dał nam rząd w ramach programu Byśmy dostroili się do wirtualnych bomb w realu I czekam na dzień by lepiej Cię dostrzec Mruczysz jak kot przez sen jakbyś chciała mnie ostrzec… [Refren x2] Niektórzy nie chcą wierzyć, że jesteś cała naturalna I właśnie zastawiają cyberciała w lombardach Nawet myśli sztuczne mają wtłoczone jak smar I tylko Tobie wierzę, resztę niech trawi żar [Zwrotka 2] Jest podmiasto, środmiasto, nadmiasto - łóżko piętrowe Czasem mam wrażenie, że sikają nam na głowę Kiedyś lubiłem deszcz, ale nie ten z rur z nad miasta Co prawda jest ciemno, wiesz – hierarchia jest jasna Najgorzej mają Ci na dole, to ci urodzeni w ścisku W smrodzie i wilgoci jak robale na wysypisku Po środku jestem z tobą na wysokości 300-stu Zaczyna się śródmiasto, niby plus przy nazwisku To pozorny spokój, któremu do stagnacji bliżej Na dole mają gorzej, sto razy lepiej wyżej W nadmieście mogą mówić o tym co na niebie Bo udało im się kupić przestrzeń wokół siebie Ale jak się patrzy to to się komplikuje Bo znajdzie się bogatszy co nad nimi wybuduje Co jeszcze w oczy kole, to że na górze nie wie nikt Jak na dole i po środku wygląda sztuczny świt Porzuciłaś żal, nie dałaś porwać się szaleństwu Patrz - poszliśmy w dal, widzisz jak stoimy w miejscu? Ale nie ty jedna znasz naturę sztuczności Natura była wredna jak las chcemy wieczności Parenaście lat się znamy, więc znam twój pogląd na to Owinęliście się drutami jak jakiś kalkulator I tylko ty mnie łączysz z tamtym dawnym światem Gdy umieraliśmy szybciej w ciszy jak bohater [Refren x2] [Zwrotka 3] Życie można kupić ale jest cholernie drogie Nie chciałem cię budzić tym swoim monologiem Ale widzę, że już nie śpisz, więc przytulam cię czule Coś szepczesz mi do ucha oddając mi koszulę Potrzebowałeś ducha na cztery z rzędu noce Ty płacisz i wymagasz, ja daję i wychodzę Nawet się nie znamy, słyszałam twe słowa Prawda - jestem naturalna jak wypchana sowa Nigdy nie wierz kobiecie, dobrą radę ktoś dał Nic gorszego na świecie nie przytrafi się nam I choć byś urodził się za sto lat, zamiast kości miał stal I w mieście przyszłości żył - złączy nasz żal /x2