Jest lipiec Ja znowu się puszczam W kurorcie Ja tym się wyróżniam Że w lutym Nie robię tego wcale 0-700 i poproś Alę! Gdy siedzę w lokalu Przy dobrej wódzie Twoja ręka pod stołem Na moim udzie Czego mi więcej do szczęscia trzeba Jestem przecież bramą do nieba Ostrzy faceci, marihuana A ja do rana tańczę kankana Nogi do góry, nogi w bok Niektórych może trafić to w szok Jest lipiec Ja znowu się puszczam W kurorcie Ja tym się wyróżniam Że w lutym Nie robię tego wcale 0-700 i poproś Alę! Lecz liczysz się tylko ty, Zdzisławie Nie żyj, proszę, w ciągłej obawie Nie rzucę Cię, nie miej obiekcji Pasujesz mi do letniej kolekcji