Leny - Martwy Punkt lyrics

Published

0 100 0

Leny - Martwy Punkt lyrics

[Zwrotka 1: Dżasta] Pewnym krokiem po gruncie, a ty tkwisz w martwym punkcie Kilka ważnych spraw do załatwienia tu i ówdzie Ja podejście zmieniłam, popatrz - cię wyprzedziłam Kiedy ty stoisz w miejscu, ja nadal się rozwijam W ambitnych siłach, zapał, zaangażowanie Pozwalają robić coś samej, to dla mnie jest wyzwanie Nie czekam na cud, bo błądzi ten, co czeka Zmarnowanych talenów płynie szybkim nurtem życia Więc nie zwlekaj jeśli darem obdarzył cię Bóg Efektem zwalisz z nóg, włóż w to ciężką pracę, trud Do celu dojdziesz metodą błędów i prób Twoja ciało i duch odetchną cudem znów Presja otoczenia może wpłynąć jak Titanic Pokazując że chce dobrze ona może tylko zranić Na deski powalić zabierając ci twe pasje Wierze, że pokonasz ją w tej jakże trudnej walce [Zwrotka 2: Młody Goh] Strefa niedostępna, brak powietrza Szukasz we mgle środka wnętrza Tutaj choć namiastki szczęścia Trzymam tylko w ręce ten kościany sześcian Nieważne jaka ilość oczek - stan psychiczny bez zmian Punktu, który mówię, kiedyś bytem tętniał Potem pęknął w kumulacji tętniak Oddalony martwy bękart Za żywotu też nie znalazł miejsca A więc przytuliła go w ramionach klęska W obliczu śmierci mając twój majestat Obudź się, odłącz od konsoli, pa Skończ uciekać w wirtualny świat I uderzać gdzieś świadomie w stołu kant Trzeba przecież wybudować swój prywatny land Podpisano Fatum KaeRKa, underground [Refren: Nawrot NwT/Leny] Stoisz właśnie sam, jeden martwy punkt Nigdy nie wiesz co może stać się tu Stoisz właśnie tam, jak palec sam Stoisz właśnie tu, to twój martwy punkt [Zwrotka 3: Nawrot NwT] Czujesz dreszczyk stary, gęsia skórka, czary Zdobywając [?], masz obawy, że to nie wypali Niewypały po milionach myśli harem Jak Syzyf, weź ten ciężki syf na bary Wiem jakie omamy, kiedy wóda w ręku, przypał W martwym punkcie, ciężko się wymigać Jedną chwilę żegnasz, drugą wręcz powitasz Na ramionach sumienia przeczy muzyka Złego heretyka, co namawia do Gomory Przeklęte Fatum, to absurdy tej komory A jednak jego szef - Co ty kurwa narobiłeś?! Nie myślę, posługuję się teraz instynktem On w czarnym mundurze, w szyderczym śmiechu Z chochlikiem w chórze, nie dając mi oddechu Dwa głosy na ramieniu, każdy kurwa szydzi Jeden na drugiego, nie ufam już nikomu Znika, blask, punkt wyjścia z martwej strefy Pojawia się ona, za to kocham te kobiety Jedno słowo i zaczynam myśleć... Co mam zrobić... [Zwrotka 4: Leny] ... [Refren: Nawrot NwT/Leny]