[Marrcel - Inwokacja] Nie myśle, widzę niebo, znów rozbraja mnie ból Bez ciśnień idę bliżej, bóg dał ten gwiazdozbiór Nie świecą coraz mocniej gwiazdy nie łapią nadto ról Czas wyjść z tego gniazda, nie dam się łatwo zepchnąć w dół [Marrcel - Refren] Proszę, nie pytaj dokąd biegnę Doceń, nie wnikaj czy masz w to wkład Może, nie mówię o tym biegle Boże jak mam o tym mówić jak mi szczęście skradł świat [Marrcel - Zwrotka] Świat, tak był wielki, jakieś wcześniej osiem kroków Ale dorastałem z czasem, żebym mógł go złapać w garść Tak mocno go dziś trzymam, że ma konsystencję prochu I przez palce mi przecieka, a wraz z nim mój czas Czas, nie liczyłem go chyba z wiadomych przyczyn Nawet za dnia na jawie zasypiałem na zapas Myślałem, że ciągle byłem świadomy przy czym Tak sypałem nim na stopy, że zasypałem się po pas Ciągle stoję w cztery de, każdy wymiar to jeden kąt Czekając przepuszczam napięcie przez klemy Wiem, że kiedyś w końcu, w trybach jebnie prąd Zacznie mówić szczęście, bo narazie jest nieme Pewnie wtedy zauważy, że trzeba wyjść z bloków, strach Zostawić w nich, a zada kłam marnym dniom I nie straszny będzie już żaden pokus kwiat I, że pośród gwiazd wzniosłem szklany dom Ale nie zauważy tego jeśli nie podniesie wzroku Znad ran, które ma po wczorajszej walce Wiem, że odnajdę w tym procesie spokój Choćby czas mi uciekał poważnie przez palce [Marrcel - Refren] Proszę, nie pytaj dokąd biegnę Doceń, nie wnikaj czy masz w to wkład Może, nie mówię o tym biegle Boże jak mam o tym mówić jak mi szczęście skradł świat