Dobra kurwa, miałem cię nie dissować, ale sprowokowałeś mnie tym, co pisałeś Niemcowi Bierz poprawkę? Sam kurwa bierz poprawkę na to co myślisz i co robisz A teraz w zamian za to, dostaniesz lekcję lesson! KZM 2015, lecimy z tym! Jebany przestrzeleńcu, stul ten pysk fałszywy Pojadą cię moje rymy, jesteś już nieżywy Poświęciłem ci czas, możesz się ucieszyć Ale po to by ci dziwko udzielić lekcji lesson Zacznijmy od początku, kim być kurwa trzeba żeby się wypiąć na najlepszego przyjaciela Nie przytoczysz powodów, bo i tak ich nie masz Lub są tak gówniane, że nie ma co zbierać Jeden ziomek przeprosił, drugi został fletem Wszystko się zakończyło wspólnym baletem Urodziny gzg, gdzie ta gruba pizda Spierdoliła się do mnie o pijacki fristajl To twoich grzechów lista, ja tu rymy pizgam Straciłeś honor, zasady, trzeba cię wygwizdać Zaraz kolejne fakty, bój się dalszej części To liryczny wpierdol, zwrotki są jak pięści Odzywki kurwo stosuj, bo jak nie to lekcja Oto oficjalna wersja: leżysz już na deskach Zważaj na to co czynisz i na własne słowa Jebać Lecha jebać, sytuacja alarmowa Rzucam ci rękawicę, więc ją śmieciu łap, i Nic więcej nie powiesz, słychać tylko płacz, bo Leci dziś na ciebie kolejny srogi ścisk Po co się wychylasz, zamknij w końcu pysk Nie widzę tu swojej winy, tak mówiłeś wtedy Wiadome, że inaczej byś się zachował kiedyś Od początku związku odjebało ci ostro Wiem o tobie dużo, zrobi ci się gorzko A co chujku pierdoliłeś właśnie o gosi Nie mówiłeś jej pewnie, na wstyd się zanosi Ciekawe czy ją bierzesz do siebie na kwadrat Ostatnio przesiadywałeś z nią po wszystkich klatkach A przed spotkaniem z nią szmato umyj zęby Wiesz dobrze ocebe, zaraz się kurwa wnerwisz Człowieku-żenado, wracaj do szeregu O związkach i ruchaniu nie ucz już kolegów Moje życie i kawałki to po prostu prawda A tobie w nawyk weszły te pierdolone kłamstwa Od podawania lekcji do osiedla i ustawek Ale zaraz to dopowiem, bo lecimy dalej Nie widzimy się dzisiaj, masz z matmy powtórkę? Michał, michał kłamco, weź już zmień wymówkę A mówiłem wiele razy, podbiję, pogadamy Ty wolałeś na osiedlu puszczać jakieś famy Dziwiłeś się na wkurw, żyjesz w jakieś matni Teraz idź sobie jeździć skodą fabią matki Miało być be em wu, twój farmazon znów O dwudziestu tysiącach już nie pierdol bzdur Co za bujna wyobraźnia, wszyscy czapki z głów Jak się miewa, ten z działki, ożywiony trup Kłamiesz wszystkim, dosłownie na każdego gadasz Jakaś choroba psychiczna, zrób komplet badań Nie odpowiesz mi zapewne, nie zdziwi mnie to Bo już swojej przegranej, poczułeś woń Zupełnie jak ja, drogę obrałeś sam Tylko ja jestem na szczycie, ciebie trafił szlag Ref