Kuban - Sam ze sobą 2 lyrics

Published

0 173 0

Kuban - Sam ze sobą 2 lyrics

[Intro] Haaa Co za typ, co za typ Żadna, heej [Zwrotka 1: Kuban] Żadna praca, czasem studia, dusza bóstwa, a ciało lumpa Tak od stycznia i aż do grudnia, duży dystans do tego gówna Wszystko jakoś już sam utrudniam, nie chcę także pomocy kumpla Bo ani dragi i ani wódka nie da odwagi by nienawiść uszła Brak mi niektórych jest fakt, parę kontaktów dziś trafił już szlag Jebane kłótnie o panny lub hajs, ale to może zostawmy już brat Ryje mi beret to samo od lat, czyli krótko, na razie bez zmian Może zmieniło się trochę przez rap, ale Kubano jest ciągle ten sam Wrogowie i przyjaciele, niedoszłe plany i odległe cele Tyle detoksów i grubych najebek, te chwile w proszku i te z uniesieniem Kobiety i suki, nikt tu różnicy omawiać nie musi Te co podziwiasz i te od poduchy, moje dwa światy, zapiski i zrzuty [Refren: Kuban] (x2) Prysł czar domowego ogniska, z tropu trochę los zbił nas Gdy sięgaliśmy już swych gwiazd W każdym razie mam chęci na poprawę, jak nikt Najgorzej jednak być biernym, młodość to dopiero jest szkic [Zwrotka 2: Kuban] Stare gacie, ona tutaj, wielkie miasto, a słoma w butach Żaden spacer - cały Kuban, siedzę na czczo i w chuj zamulam I z muzyką i z uniwerkiem, narkotykom nie mówi nie chcę Z twoją kliką masz długi większe? Ekonomia, się uczy nieźle Motywacje mam po mamie brat, inna skala mów mi Fahrenheit Poczekajcie jeszcze parę lat, jak już niektórzy z nas założą gajer, tak Zawsze jestem niezadowolony, przyzwyczajam się do takiej roli Pierdolony mój perfekcjonizm nie pozwala na za wiele ziomy Wciąż telefony, od ludzi dystans, w bani chyba zbyt duży miszmasz Ile jeszcze mam wódy wychlać By pomyślności mieć w chuj i wytrwać? Moje zdrowie, egoista, w rapie raczej unikam wyznań Jak obowiązków i cudzych wyzwań, Don Kubano - sylabista [Refren: Kuban] (x2) [Zwrotka 3: Kuban] Młody jestem, progi większe, żaden problem, się robi LP W nocy blednę, nogi ciężkie, znów odpocznę od szkoły pewnie Tony westchnień, Ronin we mnie pragnie walczyć, ze skroni cieknie Pot i krew, więc loty kiepskie, żadnej miarki mam dosyć, ejże Ty, chce na swoje wyjść w końcu, te nastroje bym odkuł Teraz chodzę, jak w ogniu i to mnie zżera w zarodku Samotny wieczór, brak ziomków, sam ze sobą nie z nią już Zero zdrowego rozsądku, czy dochodzenia do wniosków Te słuchawki jak ciernie, ze mną gadki jak z dzieckiem Ten romantyk i perwers, nie zna innej racji jak swej, wiesz? Najebany jak panicz, na trzeźwo rano jak menel Mam plany pomóc swym starym, chociaż wciąż czekają na przelew