[Zwrotka 1: Ksıaze] Odkąd patrzymy na tę panoramę, krajobraz od zawsze ścieli się trupem Przedtem myślałem, dziewicze prześcieradła, teraz do mnie dotarło, to chyba głupie Za życiem szybkim, że aż nieuchwytnym, zdjęcia krążą w pogoniach Za blaskiem neonów biegną wciąż, za nim biegną, to psy Pawłowa Zaburzam homeostazę, tracę równowagę, wszystko do góry nogami Nawet ta somnia mnie kładzie, w fazie rozszerzam skale Infiltruję barwy na planie, chyba już się w tym zajebałem W hermetycznym pudełku postrzegania świata, nie wiem czy umrę na raka, astmę czy katar Postawiłem w tę stronę o krok za daleko, ale ważne, że nie będę musiał wracać Hikikomori pierdolę, i wpadam do ziomów, już mają komorę, odbij Sumienie tak mnie pogryzło, że teraz to żyję jak zombie Kreślę te arcydzieła na papierach, póki mnie synergia nie zżera Odbiłem od tego dema, życia i nie dam się już odbijać na ścierach I chyba mam agnozję od tego dymu, wszystkie substancje są łatwopalne Sam muszę zacząć oszukiwać zmysły, w tej sytuacji panaceum to zorze polarne Czarne ciuche, trudne wersy, białe ciuchy, puste śmiechy Klamy na stole, żeby się nie męczyć, surogaci egzystencji Krzesła elektryczne nie dla mnie, przyzwyczajony do napięć I nie rozpalaj w sobie uczuć, bo je ściągnę jednym machem [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]